Książka, która była laureatką nagrody Goncourtów w 2007 roku. Mnie jednak bynajmniej nie porwała zupełnie, mimo że jest pełna nostalgii, melancholii i życiowych książkowych cytatów.
Tytułowa czerwona sofa to mebel, na którym siadała „sąsiadka z góry” Clemence Barrot w swoim mieszkaniu podczas spotkania z narratorką książki- Anną. Tyle, że dowiadujemy się o tym podczas podróży transsyberyjskiej pociągiem osobowym z Moskwy do Irkucka tej ostatniej. Anna porywa się na ten wędrowny wyczyn, bo od malarza Gyla, z którym nota bene nie jest w związku od dwudziestu lat, nie ma żadnych wiadomości od kilku tygodni. W pociągu Anna myśli o dawnym ukochanym, ale również o przygodnie spotkanym Igorze. Wraca również do spotkań ze swoją sąsiadką, której czytywała książki głównie o kobietach i wyprawiała się na kieliszek wina do pobliskiej kafejki. W rozmowach obie wracały do minionych miłości. Jednak nie wszystko jest tak pięknie, bo pani Barrot od dawna ma pogłębiające się zaniki pamięci.
Bohaterka dociera nad Bajkał, ale spotkanie z Gylem po podróżniczych przemyśleniach przestaje być już takie istotne. Najważniejsza staje się teraz sąsiadka.
Koniec nieco tkliwy i banalny, mający jednak wpływ na zmianę życia bohaterki. Tylko na jak długo?
A mnie ta Czerwona sofa zaintrygowała, muszę kiedyś ją wypożyczyć i usiąść na swojej czerwonej sofie ;)
OdpowiedzUsuńZnowu jakaś duchowa przemiana? Tylko tym razem po francusku. Jakoś nie brzmi to fascynująco, o wiele bardziej zaciekawiła mnie twoja recenzja "Rowerem i pieszo przez Czarny Lą" ;)
OdpowiedzUsuń