16 września 2014

Charlotte Brontë, Niedokończone opowieści.


Wydawnictwo MG cudownie rozpieszcza wielbicieli klasyki literatury popularnej. Z jednej strony bardzo się cieszę, że mogłam w końcu przeczytać w polskim przekładzie utwory, których nie dokończyła Charlotte Brontë. Nie wiem do końca, czy uczyniła to świadomie czy też nie świadomie odkładając pracę nad nimi na tak zwane później. Z drugiej strony tkwi we mnie jakiś żal, że nigdy nie dowiemy się, jakie Charlotte miała plany względem rozwoju fabuły w swoich książkach. Oczywiście mogą powstawać tak zwane kontynuacje, różnego rodzaju fan ficki czy jak to się zwie, ale to już jednak nie jest to. A mogło być tak ciekawie… No cóż, nigdy się tego nie dowiemy, jak to byłoby naprawdę i czy jakaś powieść dokończona byłaby na miarę tych, które osiągnęły sukces. Widać jednak, że również Charlotte, chyba zresztą jak większość pisarzy, była chwiejna, niepewna w swoich pomysłach, a być może brakowało jej weny twórczej na dalszy bieg wydarzeń, jaki powinna umieścić w danej opowieści. Można gdybać, ale sprawę zostawmy znawcom i brontëanistom.


Niedokończone opowieści to wspólny tytuł, pod którym wydano cztery utwory rozpoczęte przez Charlotte: Ashworth, Emma, Państwo Moore, Historia Willego Elliana. Najkrótszą wersją przyszłej prawdopodobnej powieści jest Emma. Zapowiadała się naprawdę dość intrygująco, a pierwsze w niej zdanie jest znamienne: Wszyscy szukamy w życiu ideału[1]. Chodzi oczywiście o ideał w kontekście mężczyzny, ukochanego, partnera życiowego. Narratorka Emmy jak sama pisze o sobie, jest kobietą dojrzałą, wdową, acz za mąż wyszła, jako podlotek, nie ma więc nawet siwych włosów. Donosi czytelnikowi nie tylko o swoim życiu, ale również o okolicy, w której mieszka i jej mieszkańcach. Skupia uwagę szczególnie na szkole prowadzonej przez panny Wilcox, w której jednego roku zostaje przyjęta bardzo bogata panna Fitzgibbon, dziedziczka May Park w hrabstwie Midland. Z racji pozycji i stanu finansów jest rozpieszczana przez właścicielki pensji i szczególnie wyróżniana z pośród innych dziewcząt. Wszystko trwa do pewnego czasu, aż na jaw wychodzi oszustwo. Niewątpliwie Emma bardzo przypomina mi Małą księżniczkę autorstwa Burnett. Nigdy jednak czytelnik nie dowie się, kim naprawdę była, kim był jej opiekun i dlaczego dokonano konszachtów i zatajono prawdziwą tożsamość. Tajemnicza sprawa i rzeczywiście historia mająca zadatki na dobrą i przyjemną być może powieść. 


Nigdy też nie dowiemy się, czy serce pana Westa z niedokończonej opowieści zatytułowanej Ashworth skłonne będzie ku nieśmiałej, niepewnej, o filigranowej figurze panny Fairburne czy ku pięknej, dumnej pannie Ashworth. Jeśli nie on, to któż się w niej zakocha? Myślę, bowiem, rozumując jak Charlotta, że rzeczywiście był taki „ktoś”. A cóż z braćmi panny Ashworth, z którymi się nie wychowywała i których ojciec nie uznał. I na Boga, dlaczego ów nieszczęśnik miał taki stosunek do swoich synów, mimo, że urodzonych z legalnego związku? A cóż byłoby z szykowną panną Amelią De Capell? Nie sądzicie, że pytania są dość nurtujące?

Z kolei fabuła historii zatytułowanej Państwo Moore rozpoczyna się zaledwie po upływie miesiąca miodowego młodych małżonków. Córka szlachcica Sarah Julia poślubiła bogatego fabrykanta Johna Henry’ego i zamieszkała w jego reprezentacyjnym domu, w którym wszystko pachniało nowością. Pan Moore absolutnie nie miał zamiaru być pod pantoflem żony, a co więcej zauważa, że kiedy starałem się o Sarah, zauważyłem, jak się rządzi w domu i obiecywałem sobie przyjemność ujeżdżenia jej[2]. Cóż to za paskudne określenie! Pan Moore na pewno nie da sobie w kaszę dmuchać i żąda przede wszystkim od żony posłuchu. Charlotte Brontë w jasny, prosty i bez zbędnych zawoalowań stworzyła kąśliwy miejscami dialog małżonków.  Dodajmy do tego rolę jaką mają odegrać brat Johna Henry’ego, William, oraz panna Wynne. W rozmowach Charlotte być może pokazuje w zamaskowanej formie swoje podejście do małżeństwa, ale przede wszystkim jest to wskazówka do analizy tego, w jaki sposób kobiety wówczas postrzegały mężczyzn, a jaką rolę mężczyźni przeznaczali dla kobiet. 

Najbardziej intrygującą wydaje się jednak Historia Willie’ego Ellina. Mamy tu dwóch braci: starszego Edwarda i znacznie młodszego Williego. Ten pierwszy znęca się psychicznie i fizycznie nad drugim. Opisy stworzone przez Charlotte są bardzo sugestywne. Jak zauważa Eryk Ostrowski w książce Charlotte Brontë i jej siostry śpiące (tak, tak ponownie nie omieszkałam zajrzeć) badacze zgodni są, co do tego, że powieść prawdopodobnie nawiązywałaby do Wichrowych Wzgórz, a fabuła byłaby wyjaśnieniem tajemnicy Heathcliffa[3]. Prawdopodobnie też byłaby to najważniejsza powieść w dorobku Charlotte, w której dopatrywać się byłoby można próbę ukazania genezy zła. Zazwyczaj w opowieściach spotykamy narratora – obserwatora, widza, osobę postronną, natomiast w Historii Willie’ego Elliana jest narrator pierwszoosobowy, historia opowiedziana jest przez kogoś, kto daje wyraźnie do zrozumienia, że nie jest istotą ludzką.[4]


Nie muszę pisać chyba, że tak dobrze w dodatku wydana książka, to lektura obowiązkowa dla każdego wielbiciela twórczości Charlotte Brontë i klasyki literatury popularnej. Teksty napisane są eleganckim, plastycznym i wyrafinowanym językiem i wierzę, że zostały sprawnie przetłumaczone na język polski. To wielka sprawa poznać coś, co Charlotte miała w planach, ale z różnych względów nie mogła bądź nie chciała dokończyć. Pracę nad Historią Willie’ego Elliana prawdopodobnie przerwała choroba Charlotte. Co kryło się w jej duszy względem dalszej fabuły tychże opowieści? Mimo pracy naukowców, prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiemy.


[1] Charlotte Brontë, Emma [w:] Niedokończone Opowieści, Kraków 2014, s. 103. 
[2] Tamże, s. 155. 
[3] E. Ostrowski, Charlotte Brontë i jej siostry śpiące, Kraków 2013, s. 381 – 398. 
[4] Tamże, s. 383.

Charlotte Brontë, Niedokończone opowieści, wydawnictwo MG, wydanie 2014, przekład Maja Lavergne, oprawa twarda, stron 256.

24 komentarze:

  1. Ja bym bardzo chciała, żeby ktoś te utwory jednak dokończył, tak jak zrobiła to Marie Dobbs z powieścią Jane Austen - "Sanditon". Czytałam i to dokończenie bardzo mi się podobało. Ba! Uznałam nawet, że część, którą pisała Dobbs jest lepsza od tej Austen. Niemniej, te niedokończone też chętnie bym przeczytała. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też czytałam, ale uważam, że współczesne wersje nie oddadzą tego, co zamierzała dana autorka. Można domniemywać, ale to już nie to samo. Kontynuacje stworzone są na potrzeby fanów i marketingu. Nie jest to zawsze udane i wpływa ujemnie na całościowy odbiór twórczości danego pisarza.

      Usuń
  2. A do mnie książka idzie od MG i idzie i idzie:( po twojej recenzji jeszcze bardziej nie mogę się jej doczekać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szanuję wydawnictwo MG za dobór książek, które wydaje. ,,Niedokończone opowieści" to jedna z ich nowości, które koniecznie muszę przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawa pozycja, ale trochę się boję po nią sięgnąć. Moment, w którym wkręcę się w dany utwór i będę musiała go porzucić jest dla mnie trudną perspektywą... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powiem, jest okrutny żal i pewien rodzaj niespełnienia.

      Usuń
  5. Ciekawa pozycja. Myślę że fani autorki z pewnością z ciekawością ja przeczytaja. Ja dopiero przymierzam się do jej twórczości wiec ten kąsek zostawię sobie na później :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To radzę zaznajomić się z powieściami, które zostały ukończone przez Charlotte.

      Usuń
  6. Ciekawa okładka - galopująca na pięknym rumaku młoda dama.
    Przyznaję, że napisałaś zachęcająco.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ależ mnie zaintrygowałaś! Najchętniej od razu przeczytałabym tę książkę, żeby dowiedzieć się, co też Charlotte miała w planach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej można poznać namiastkę tychże planów, a co też miała w planach? tego sie już nie dowiemy.

      Usuń
  8. Brzmi intrygująco. Piękne wydanie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem w trakcie lektury - strasznie frustrujące uczucie, kiedy okazuje się, że tak rewelacyjnie zarysowana fabuła nagle, w najciekawszym momencie się urywa! To niedopuszczalne :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj, bardzo mnie zainteresowałaś ta książka. Jak będę miała możliwość to na pewno przeczytam :)
    http://pasion-libros.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Zawsze mam wrażenie, że takie książki są wydawane raczej dla badaczy, niż dla miłośników, wielbicieli autora. Cieszę się, że są, niby nie mogę się doczekać, kiedy je przeczytam, a jednocześnie mam z nimi straszny problem. Być może autorka wcale nie chciała, by oglądały światło dzienne, może nie uznawała ich za dobre? Ale taki wniosek to tylko czubek góry lodowej moich wątpliwości. Sama mam szufladę pełną pozaczynanych fabuł i jeśli kiedyś, kiedyś, daj Boże, uda mi się wreszcie coś dokończyć i wydać (nie, żebym się do Charlotty porównywała...), to wcale bym nie chciała, żeby po mojej śmierci ktoś do tej szuflady się dorwał i wydał wszystko jak leci. Niektóre fragmenty są dobre, inne słabe, jeszcze inne takie sobie - skoro ich nie kończę, skoro Charlotta ich nie kończyła, to jakiś cel w tym musi/musiał być. A jeśli jest coś, czego najzwyczajniej w świecie nie ukończyła, bo zmarła, to rozbudzanie wyobraźni i ciekawości czytelnika, a potem pozostawienie go w zawieszeniu, bo reszta fabuły nigdy nie powstała i nie powstanie jest okropnie sadystyczne :) :) Nie czytałam tej pozycji, ale piszę to wszystko w odniesieniu do niedokończonych utworów Jane Austen, które swego czasu wpędziły mnie w nerwicę. Czytałam i tylko mruczałam pod nosem: "By to jasna cholera, ja przecież muszę wiedzieć, co było dalej!" I tak samo będzie z niedokończonymi utworami Charlotty, bo się nie oprę, a potem będę płakać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja napisałabym, że raczej są wydawane dla miłośników :) Badacze zawsze sobie poradzą, siedzą w źródłach i bibliotekach, jak im co, potrzebne do pracy to i tak do tego znajdą drogę. A wielbiciel danej twórczości jakby co jest stratny :) Myślę jednak, że nie wszystko ze wszystkich szuflad powinno być wydawane. Mam na myśli tu między innymi szufladę Wisławy Szymborskiej. Nie wiem czy tak do końca należałoby obdzierać kogoś po śmierci z jego prywatności i bazgrołów czynionych na marginesie. W przypadku Charlotte jednak wydanie jej niedokończonych powieści wydaje mi się uzasadnione.

      Usuń
    2. Ha! Dokładnie mam to samo. Z jednej strony bardzo chcę to przeczytać, a z drugiej... Już czuję atak nerwicy." I CO DALEJ?" Jak to mogło się tak urwać, w takim miejscu... Niemniej pewnie i tak sięgnę. Już jestem ciekawa.

      Usuń
  12. muszę sie zabrać za tą książkę w końcu

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję bardzo za konstruktywne słowo pisane pozostawione na tym blogu. Nie zawsze mogę od razu odpowiedzieć, za co przepraszam.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Prowadząca bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.