Błękitny Zamek czytałam po raz pierwszy w podstawówce w jakieś piątej,
szóstej klasie i to dzięki mojej kuzynce, która wówczas przez swoje ciotki była
zaopatrzona we wszystkie książki autorstwa Montgomery. To było pierwsze i jak
obecnie wiem niepełne polskie wydanie w dodatku ze spolszczonym nazewnictwem, z
okładką, na której widnieje dziewczyna w zielonym kapelusiku na tle zamku z
wieżyczkami. To chyba od tej książki wszystko się zaczęło, czyli moja duszę
zaczęła ogarniać szczypta romantycznych marzeń. Dziś po wielu latach, czytałam
tę książkę tak, jakbym czytała ją po raz pierwszy. A poza tym obecne wydanie
jest pełne, a imiona i nazwiska przytoczone z oryginalnej pisowni. Pamięć
jednak ulotna, potrafi zawodzić i nieco przekształcać.
Bohaterką powieści jest Valancy
Striling, która ma dwadzieścia dziewięć lat, jest zrezygnowaną, niedowartościowaną,
nieco zaniedbaną i przede wszystkim podporządkowaną apodyktycznej i
egoistycznej rodzinie starą panną, która nigdy nie miała adoratora. Mieszka z
matka i ciotką w niezbyt przyjemnym domu, nie ma swojego zdania, od lat
dostosowuje swoje życie do potrzeb swojej rodziny i nadal jest traktowana jakby
miała, co najmniej dziesięć lat. Niewątpliwie jest tego wszystkie świadoma i co
najważniejsze ma tego dość. Od lat marzy o swojej piaskowej górze, Błękitnym Zamku, który podsuwała jej
wyobraźnia, miejscu, w którym byłaby z kimś szczęśliwa. Gdy dręczące jej serce
ataki bólu coraz bardziej nasilają się, Valancy w tajemnicy udaje się do
doktora, a gdy nieoczekiwanie dowiaduje się po pewnym czasie, że pozostał jej
jedynie rok życia, dochodzi do wniosku, że najwyższy czas zmienić swoje życie i
to od zaraz. Jej zachowanie i sposób bycia szokuje całą rodzinę, ale w końcu
Valancy Striling zaczyna cieszyć się życiem. Postanawia przede wszystkim starać
się zadowolić siebie i nigdy niczego nie udawać.
Błękitny Zamek to moim zdaniem jedna z najpiękniejszych opowieści o
miłości, ale takiej, która przychodzi po cichu, rozwija się z pąka w świetlisty
kwiat. To nie jest miłość od pierwszego wejrzenia, gdzie namiętność staje się
na początku podstawą związku. Barney Snaith poślubia Valancy na zasadzie
pewnego rodzaju układu, a młoda kobieta jest świadoma tego kroku i przyjmuje
postawione jej zasady. Nie interesuje się osławioną przez miejscowych tajemniczą
przeszłością Barneya. Pogodzona ze swoim losem, pragnie przede wszystkim
cieszyć się dniami, które pozostały jej dane i być szczęśliwą.
To prawda zmiany dodają życia, a
życie pozbawione marzeń jest nic nie warte. Warto też dążyć do własnych celów,
walczyć ze stereotypami, niezadowoleniem ze strony rodziny i poszukiwać swoje
prawdziwe miejsce w świecie. Klasyka z bardzo wartościowym morałem.
Lucy Maud Montgomery, Błękitny Zamek, wydawnictwo Egmont Literacki, seria: Romantyczna, wydanie 2013, tłumaczenie: Joanna Kazimierczyk, oprawa miękka ze skrzydełkami, stron 230.
Może kiedyś po nią sięgnę, jednak na chwilę obecną mnie do niej nie ciągnie.
OdpowiedzUsuńWarto mieć książki, do których się powraca... : )
OdpowiedzUsuńzgadza się:) Ja do tej pory nie miałam swojego egzemplarza.
UsuńTeż czytałam tamto wydanie i nie miałam pojęcia, że to nie jest pełna wersja. Ale podobała mi się bardzo. Przeczytałam ją kilkanaście razy :D
OdpowiedzUsuńNawet wiem dlaczego:D
Usuńteraz dużo osób sięgnie po tą książkę (po tytule "Zdobywam zamek"), ale to dobrze. dla mnie to tez taka perełka z lat młodzieńczych i też będę ja niedługo znów czytać ;)
OdpowiedzUsuńNie należy jej omijać:)
UsuńUwielbiam tę książkę. Ani z Zielonego Wzgórza nie lubię, ale Błękitny zamek i Dzban ciotki Becky uwielbiam i właśnie sobie chcę poczytać, bo minęło chyba z 15 lat od ostatniej lektury. Wspaniale, że takie książki wracają do łask i na salony i są przypominane kolejnym pokoleniom czytelników.
OdpowiedzUsuńczytałam i mam "Dzban ciotki Becky":) "Błękitny Zamek" jest zupełnie inny, ale bardzo urokliwy:)
UsuńŚlicznie zaprezentowałaś książkę.
OdpowiedzUsuńdziękuję:)
UsuńMam to stare wydanie z dziewczyną w kapeluszu na tle niebieskiego zamku z wieżyczkami. To jest książka tak ciekawie napisana, mająca tak pozytywny ładunek emocji, że czytać można ją wielokrotnie. I jest ponadczasowa. Dziś także wiele osób nie potrafi wyzwolić się od stereotypów, od życia pod dyktando innych, od robienia przede wszystkim tego, co chcą inni, a nie my sami.
OdpowiedzUsuńTo książka o miłości i odwadze. Bo trzeba mieć odwagę, by być sobą.
Okładka bardzo ładna!
Masz rację, a po latach Valancy przypomina mi bardzo moją osobę sprzed kilku lat:) Cudne, uniwersalne myśli:)
UsuńUwielbiam tą książkę, jedna z moich ulubionych! Chętnie do niej wracam i bardzo się cieszę, że nareszcie wznowili jej wydanie. Nareszcie przestanę biegać po nią do biblioteki. :D
OdpowiedzUsuńTak, u mnie też zajmuje miejsce z tych "ulubionych":)
UsuńMoja ulubiona opowieść o miłości. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńSerdeczności:)
UsuńTa książka należy również do moich ulubionych, a skoro - jak się teraz dowiaduję - posiadam niepełne wydanie, to chyba znowu moje finanse zostaną uszczuplone...
OdpowiedzUsuńWarto:) Ja już mam podpisaną na amen:)
UsuńWychowałam się na książkach Montgomery. W podstawówce przeczytałam chyba wszystko, co autorka napisała. Nie pamiętam, żeby nie podobała mi się któraś z jej powieści. Nie wiedziałam, ze Literacki Egmont wydał "Błękitny zamek". Mogłabym tę książkę sprezentować córce - jestem szczerze zainteresowana, jak dziewczynka zaczytana we współczesnej, dotykającej dzisiejszych czasów literaturze, odbierze powieść Montgomery. Równie ciekawa jestem pierwszego spotkania córki z Jeżycjadą - cała seria już "zamieszkała" w jej pokoju:)
OdpowiedzUsuńJa czytałam w podstawówce właśnie dzięki mojej kuzynce:) Do serii ani powróciłam 6 lat temu, gdy spodziewałam się Marysi, a potem to już czytałam wszystko Montgomery:) Teraz efekt jest taki, że moja Marysia to istna pomysłowa i rezolutna Ania z Zielonego Wzgórza. Czasami aż za bardzo rezolutna, bo ręce potrafią mi opaść:)
UsuńA "Jeżycjady" w całości nie czytałam, przy córce jednak pewnie będę:)
serdeczności
Bardzo lubię "Błękitny zamek", dziwnie się czyta o Valancy, skoro wcześniej to była Joanna. Ale co tam, historia się nie zmienia.
OdpowiedzUsuńWolę oryginalne imiona:)
UsuńCzytałam sto razy, fragmenty znam na pamięć - jednak Joanna i Edward to jest to! :)
UsuńDziękuję za wpis :)
Usuń