oprawa miękka ze skrzydełkami
wydanie II
tłumaczenie Sławomir Błaut
kwiecień 2011
stron 326
Ingeborg Bachmann to austriacka pisarka, poetka, nowelistka, eseistka, przy twórczości, której nie przechodzi się obojętnie. Miałam możliwość przeczytać pierwszą i jedyną ukończona powieść tej Autorki. Malina została wydana po raz pierwszy w roku 1971, a w przekładzie polskim ukazała się już po śmierci pisarki w roku 1975 nakładem wydawnictwa Czytelnik. Obecnie została wznowiona w takim samym przekładzie Sławomira Błauta przez Wydawnictwo a5.
To ten rodzaj książki, przy których nie przechodzi się obojętnie i po przeczytaniu lekko nie zostawia naszych myśli. Książka, która jest pełna emocji, lęków, obaw, można nawet napisać – szaleństwa, skłania czytelnika do głębszych refleksji. Nie można jej czytać ot tak sobie, ponieważ aby zrozumieć jej treść i głębszy sens potrzeba ciszy, odpowiedniego nastroju i skupienia.
Powieść składa się z trzech rozdziałów, których bohaterami są Ivan, Malina i nasza narratorka – bohaterka. Akcja książki toczy się w Wiedniu przy ulicy Ungargasse w latach 60. XX wieku. W samej narratorce można doszukiwać się autobiograficznych wątków Ingeborg Bachmann. Nasza bohaterka ustawicznie i obsesyjnie szpera w papierach. Pisze i segreguje listy, zapisuje sny, mówi o wydaniu książki, udziela wywiadów, umawia się na spotkania, dyktuje sekretarce, niby pracuje, a mamy poczucie jakby tkwiła w jakimś martwym punkcie. Jej opowieści są cechuje wieloznaczność, liczne dygresje, odmienne linie wypowiedzi, dialogów zapisanych czasami w formie wierszy.
Opowiada o swoich mężczyznach: Ivanie i Malinie. Razem tworzą pewnego rodzaju trójkąt, niepozbawiony namiętności i nagannego niekiedy zachowania. Narratorka opowiada o swoim związku z Ivanem, z pochodzenia Węgrem, który mieszkał przy tej samej ulicy. Ivan nigdy nie wypytuje, nie okazuje nieufności, nie podejrzewa, dba jedynie o siebie, nie potrafi tak do końca zrozumieć kobiety. Spotykają się czasami wieczorami, grają w szachy, nie wychodzą. Kobieta czeka ciągle na Ivana i zachowuje się tak jakby on sobie, według niej, tego życzył.
Choć Ivan na pewno został stworzony dla mnie, nie mogę rościć sobie do niego wyłącznego prawa. (s.27)
Nie można, więc tak do końca określić związku między pisarką a Ivanem. W zapiskach kobiety odnaleźć można wiele nerwowości, bólu, rozpaczy, rojeń.
Zupełnie inaczej jest z Maliną, będącym niespełnionym pisarzem. Ten rozumie kobietę, co więcej odgaduje, co myśli i co mówi. Staje się niejako jej przewodnikiem, który w odpowiedniej chwili doradzi i uspokoi. Narratorka wspomina o Malinie już w pierwszym rozdziale, by na końcu napisać:
Żyłam w Iwanie i umieram w Malinie. (s. 320)
Oprócz Ivana i Maliny jest jednak ten trzeci – ojciec - chłodny mężczyzna, którego słowa nie można podważyć. Poznajemy go poprzez sny bohaterki.
To powieść pełna niepokoju, dylematów, niemocy, neurotycznych wizji, szaleństwa, obłąkania. Wielką rolę odgrywają w niej monologi wewnętrzne kobiety. Książka pisana w sposób, który nawet nie można sprecyzować. Być może wpływ na to miała osobowość liryczna pisarki. nie można jej czytać szybko, myśli, bowiem plączą się, wywołują pewnego rodzaju chaos trudny do ogarnięcia. Książka, która zachwyca, która zmusza do bliższego zapoznania się z życiem Ingeborg Bachmann, studiującej germanistykę, filozofię i psychologię, której ojciec był nazistą, a ona sama była w wieloletnim związku z poetą Paulem Celanem. Zbieżne okazują się również oparzenia bohaterki z okolicznościami śmierci Autorki. W ksiązce umieszczono tablice chronologiczną życia Ingeborg Bachmann.
Nie jest to powieść łatwa ani do czytania ani do interpretacji jej treści. Mimo to na długo pozostaje w pamięci i jak najbardziej warto po nią sięgnąć. Moc wrażeń gwarantowana.
Nie znałam tej książki i poznam ją dzięki Tobie. Czuję, że to coś dla mnie. Uwielbiam takie zagmatwanie, niejasności, obłąkanie i poplątanie w literaturze. O samej Ingeborg Bachmann też chętnie przeczytam.
OdpowiedzUsuńDokładnie mam takie samo zdanie. Powieść specyficzna. Ja napisałam o niej, że to powieść eksperyment. Należy ją czytać wolno, bo inaczej traci się jej smak. Mi też siedzi jeszcze w głowie.
OdpowiedzUsuńGdy przeczytałem Twoją recenzję zrozumiałem że opisujesz niewłaściwe relacje psychologiczne między dwoma ludźmi. Patologia komunikacji i zachowań jest często czynnikiem wiążącym ludzi, co dla większości nie jest zrozumiałe. Dlatego chętnie sięgnę po tę pozycję. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZachęciłaś mnie i to baaardzo. Nie wiem tylko, czy to coś dla mnie, ale na pewno spróbuję.
OdpowiedzUsuńJuż mam! Już mam! Teraz tylko muszę wziąć garść czasu i... porównam wrażenia.:)
OdpowiedzUsuńVirginio cieszę się, bo na pewno Ci się spodoba:)
OdpowiedzUsuńPiotrze, mowa tu raczej nie tyle o komunikacji, ile o poszukiwaniach własnego ja, własnej drogi, niezrozumiałej dla innych.
Książkowiec wobec tego czekam na Twoje wrażenia:)
Szfagree trzeba spróbować, aby się przekonać:)
Matyldo ciesze się, że mamy podobne gusta:)
pozdrawiam serdecznie
Już przy samej recenzji przechodziły mnie ciarki, to co dopiero przy książce :).
OdpowiedzUsuńTakie lekko szalone i niepokojące książki najlepiej czyta mi się w deszczowe dni :D.
Może kiedyś przeczytam, ale to już tylko kwestia wyposażenia biblioteki :).
Luna z tymi dniami masz w zupełności rację:) Chyba nie byłaby do przyjęcia w słoneczny dzień.
OdpowiedzUsuńAle nocami też się nieźle czyta:)
pozdrawiam serdecznie
Od dawna planuję przeczytać tę powieść i twoja ciekawa recenzja mnie bardzo do tego zachęca. Kiedyś widziałam w bibliotece stare wydanie (chyba Nike), ale było tak zniszczone, że zrezygnowałam.
OdpowiedzUsuńLirael na pewno nie pożałujesz, bo warto:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie
Dzisiaj o tej książce się dowiedziałam ;) Do przeczytania zachęciła mnie rekomendacja Thomasa Bernharda, mojego guru lit. niemieckiej ;)
OdpowiedzUsuń