Ania
z Avonlea Lucy Maud Montgomery to druga książka z serii traktującej o
perypetiach Ani, która ukazała się w nowym tłumaczeniu Pawła Beręsewicza nakładem
wydawnictwa Skrzat. Trudno uwierzyć, że książka po raz pierwszy ukazała się w
1909 roku. Po raz kolejny można ulec pokusie przeniesienia się do zupełnie
innego świata i czytać opowieści o dorastającej już pannie, jej świadomych wyborach
i niecodziennych przemyśleniach. Ania, bowiem dorasta. Gdy okazuje się, że
Maryla widzi coraz gorzej, Ania rezygnuje ze studiowania na uniwersytecie na
rzecz Avonlea i pełnienia nauczycielki miejscowej szkoły. Zresztą stanowisko to
zawdzięcza dzięki rezygnacji z niego Gilberta Blythe'a. Praca nauczyciela
okazuje się prawdziwym wyzwaniem, ale mimo to, w wolnych chwilach młoda kobieta
oprócz tego, że oczywiście ciągle marzy, sama się uczy, czyta i zdobywa wiedzę.
Przede wszystkim cieszy się życiem, ma starych, sprawdzonych przyjaciół, ale
zyskuje również nowe „bratnie dusze”, przeżywa miłe i niemiłe przygody, a na Zielonym
Wzgórzu pojawiają się dzieci: niesforne bliźnięta. Ania dojrzewa wewnętrznie i kształtuje się jej
także życie uczuciowe.
Ale, po co ja to piszę? Wszyscy
wiedzą, co kryje w sobie druga część przygód Ani. Chodzi jedynie o to, że
obecnie Ania z Avonlea, a wcześniej - o czym pisałam też - Ania z Zielonego Wzgórza, pojawiła się w
nowym tłumaczeniu. Moim zdaniem to klasyczne, piękny przekład, który pozwala
wrócić czytelnikowi do czasów dzieciństwa. Jest pełen uroku i elegancji, bez
jakiegokolwiek naciągania i ubarwień w stosowanym słownictwie. Styl jest lekki
i z pewnością oddaje klimat ówczesnego czasu.
W nowym wydaniu możemy też
podziwiać subtelne ilustracje autorstwa Sylwii Kaczmarskiej, która moim zdaniem
miała do wykonania nie łatwe zadanie. Nie uległa jednak ani nawiązaniom do
starszych ilustracji ani do filmów Sullivana. Ilustracje są przepiękne, stonowane
kolory i cienka kreska nastrajają optymistyczne, a motyw kwiatów przypomina mi
moje dzieciństwo i wieś.
ilustracje 1990 |
Niech nikt z Was się nie boi
polecić tej książki młodszemu pokoleniu. Nie dość, że oprawa graficzna
zasługuje na uwagę, to jeszcze pozycja zawiera świetne tłumaczenie. Wiem, wiem niektórzy
wierni nadal będą Rozalii Bernsteinowej, ale jeżeli ktoś zdecyduje się sięgnąć
po wydanie w tłumaczeniu Pawła Beręsewicza, zapewniam, że nie będzie żałował. Mam
nadzieję, że pozostałe części również czekają na przekład, a nowe wydania
niebawem ujrzą światło dzienne. To byłaby niezwykła seria i komplet książek.
Lucy Maud Montgomery, Ania z Avonlea, wydawnictwo Skrzat, wydanie 2013, tłumaczenie: Paweł Beręsewicz, ilustracje: Sylwia Kaczmarska, oprawa twarda, stron 326.
Jakie śliczne ilustracje! Ach, z przyjemnością wrócę do Ani, kiedy tylko czas dopisze i będzie go więcej :)
OdpowiedzUsuńIlustracje naprawdę są przepiękne! Zwłaszcza roślin, których jest wiele: malwy, mlecze, maki i zieleń, zieleń trawy... aż latem zapachniało :)
UsuńZwróciłam uwagę na ilustracje - bardzo mi się podobają! Widzę, że nie tylko ja jestem pod ich urokiem.
OdpowiedzUsuńPrawda, że urokliwe? :)
UsuńMam słabość do starego wydania, ale zakochałam się w tych ilustracjach!
OdpowiedzUsuńJa też mam słabość, ale nowe wydania bardzo mi się podobają.
UsuńTeż właśnie czytam ten tom. Wstyd się przyznać ale rozklejam się przy tej książce. :D
OdpowiedzUsuńA te ilustracje są przepiękne. Dawno już nie miałam w rękach ilustrowanej książki. Szkoda że mam tą starszą wersję.
Czemu wstyd? Mnie nie raz zakręciła się łezka w oku :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRozumiem Cię doskonale :)
UsuńMnie też się podobają ilustracje, a próbka tłumaczenia wskazuje, że to dzisiejsze całkiem udane, kto wie, czy awet nie lepsze.
OdpowiedzUsuńTrzeba więc spróbować:)
UsuńAnia jest ponadczasowa :) Z nią się dorasta, ale i do niej tak chętnie wraca, kiedy jest się już całkiem z dala od lat dzieciństwa, a seria z Anią przywraca jego smak. Pozdrawiam przedświątecznie.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że Ania jest ponad czasowa. W każdym wieku można coś w tych książkach odkryć jeszcze dla siebie. Ujmuje za serce :)
Usuńoj, wydanie jest naprawdę przepiękne :) chciałabym je mieć w swojej biblioteczce! Znam Anię na wylot i mam ją na półce, ale takie wydania, to są rarytasiki :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście pięknie się prezentują już dwa tomy :)
UsuńMam na półce "Anię z Zielonego Wzgórza" w przekładzie P. Beręsowicza. Mimo że mam też całą serię tego starszego wydania, chyba się skuszę na skompletowanie wydania w nowym przekładzie. Oprawa graficzna jest bardzo urokliwa, a i przekład wydaje się być udany.:)
OdpowiedzUsuńMam całą serię starego wydania, zresztą już przy okazji Ani z Zielonego Wzgórza prezentowałam. uważam, że warto też kompletować nową serię. Trzeba pamiętać, że kolejne części NK wówczas miały innych tłumaczy.
UsuńJakby mało było planów na czytelnicze zakupy, to jeszcze rozbudziłaś we mnie chrapkę na Beręsowicza. Bardzo dobrze brzmi ten kawałek zestawiony ze slowem pani Rozalii. Taki przewietrzony z nadmiaru...sentymentalizmu (choć idę w zaparte, że Ania nie jest żadną miodną słodyczą tylko samą prawdą o dziewczęcej duszy!). Więc będę miała na uwadze. Właściwie chyba już mialam mieć, ale teraz - po przypomnieniu - to juz na pewno. ;)
OdpowiedzUsuńTak, zgadza się,Ania jest tu zarysowana jako dziewczyna o bogatym wnętrzu, zresztą zawsze taka była:) Nowe tłumaczenie moim zdaniem jest wspaniałe. Nie ma w nim zbytniego patosu i zbyt wzniosłych słów. Nie jest przesłodzone. To czyni książkę prawdziwszą:)
UsuńŚliczne ilustracje, rewelacyjne. Ktoś się naprawdę przyłożył do książki i ją dobrze przetłumaczył.
OdpowiedzUsuń