14 kwietnia 2009

Zbigniew Herbert, Martwa natura z wędzidłem.



Zeszyty Literackie


W pismach Zbigniewa Herberta sztuka zajmuje szczególne miejsce. Są to bowiem szkice Zbigniewa Herberta, dotyczące złotego okresu kultury holenderskiej. Jest to ostatnia część trylogii poświęconej kulturze europejskiej obok tomów „Labirynt nad morzem” i „Barbarzyńca w ogrodzie”. Herbert kilkakrotnie odwiedzał Holandię: w 1967, 1971, 1976, 1988 i 1991 r. Szkice składające się na tom Martwa natura z wędzidłem publikowane były w Zeszytach Literackich, Kulturze i w prasie niemieckiej. Wydanie polskie wzbogacone zostało o Apokryfy - krótkie teksty inspirowane epizodami historii holenderskiej.


Tytuł książki pochodzi od obrazu Johannesa Torrentiusa z 1614 roku.

Eseje dotyczą przede wszystkim sztuk plastycznych. Autor nie skupia się jednak na wielkich dziełach malarstwa holenderskiego. Zachwyca się jedynie tymi mniej znanymi malarzami, o których w historii sztuki mało napisano. Poznajemy sylwetki Gerarda ter Borach (Terborcha) i Johannesa Torrentiusa. Herbertowskie opisy dzieł z zakresu malarstwa są bogate, zmysłowe i działające na wyobraźnię. Herbert zajmuje się także sprawami społecznymi, poświęcając szkic manii kwiatów - tulipanów. Dowiadujemy się o ciemnych stronach handlu obrazami, czy o warunkach naturalnych Holandii. Sam autor stwierdził, że bohaterem zbiorowym jego utworu jest mieszczaństwo Niderlandów XVII w.

***

Gdybym był niewinnym filatelistą, Gombrowicz wyśmiałby moje
albumy, klasery, serie, dowodził, że znaczki stoją najniżej na drabinie bytów i
są moralnie podejrzane.
- To nie ma przecież zupełnie sensu. Jak można opisać
katedrę, rzeźbę czy jakieś tam malowidło – prawił cicho, bezlitośnie.
- Niech
pan zostawi tę zabawę historykom sztuki. Oni też niczego nie rozumieją, ale
wmówili ludziom, że uprawiają naukę.
- Brzmiało to przekonywująco. Znam
dobrze, nadto dobrze, wszystkie męki i daremny trud opisywactwa, a także
zuchwalstwo tłumaczenia wspaniałego języka malarstwa na pojemny jak piekło
język, którym pisane są wyroki sądów i powieści miłosne. Nie wiem nawet dobrze,
co skłania mnie do podejmowania tych wysiłków. Chciałbym wierzyć, że to mój
obojętny ideał żąda, abym mu składał niezdarne hołdy[1].

[1] Z.Herbert, Martwa natura z wędzidłem, Zeszyty Literackie, Warszawa 2003, s.91.



2 komentarze:

  1. Wspaniały cytat! "Martwą naturę..." czytałam przed kilku laty i nie mam jej na półce, więc już się cieszę na powtórne czytanie - od nowa i na nowo.
    A Gombrowicz straszliwie krytykował Miłosza za pisanie rzeczy bezwartościowych tzn. Historii literatury polskiej ;)

    Te słowa o dwóch odmiennych systemach: obrazie i "pojemnym jak piekło" języku, w doskonały sposób wyrażają największe trudności, jakie pojawiają się przy pisaniu o malarstwie. To jakby przekład - tyle że słowniki nie istnieją i tworzy się je ad hoc. Herbert jest w tym genialny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ado ja też nie posiadam tej ksiązki na własność, kiedyś może zakupię. Ten cytat bardzo mi się podobał, bo pokazuje "wielcy" tak naprawdę cenili swoją pracę.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję bardzo za konstruktywne słowo pisane pozostawione na tym blogu. Nie zawsze mogę od razu odpowiedzieć, za co przepraszam.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Prowadząca bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.