Czasami jest tak, że czytam książkę i pomimo, że wiem, że nic nie wniesie do mojego życia, jest pusta, słaba, jałowa, mało ambitna, to i tak za cholerę nie mogę się od niej oderwać. Godziny nocne mijają, a ja czytam dotąd, dopóki nie doczytam do końca. Nic na to nie poradzę. Jestem tylko zwykłym śmiertelnikiem i udawać kogoś w rodzaju „ą” „ę” nie potrafię. Najlepiej moi drodzy być zawsze sobą. Ten, kto odwiedza ten blog, to wie, że lubię romanse. Właściwie czytam każdy rodzaj romansu (acz nie każdy romans) od szmiry, czyli utworze o niskiej lub żadnej wartości artystycznej począwszy na ambitniejszej fabule skończywszy.
Książka, nad którą spędziłam wczorajszą noc na pewno nikt nie nazwie ambitną. Ba, nawet nie umieściłabym jej na półce średniaków, a jednak nie będę nikogo tu oszukiwać, że nie czytało mi się tej książki dobrze. Słabiutka w sensie oceniania poziomu. Zawiłe to wszystko. Wartości artystycznej ewidentnie tu żadnej nie ma i jeśli, ktoś się w tej książce czegoś dopatrzył to chyba na głowę upadł. To książka w rodzaju czasopochłaniaczy, umilaczy, regeneracji sił, przypływu energii. Jak zwał tak zwał. Taką sobie półkę lata całe wymyśliłam i tak teraz ową pozycję szufladkuję.
Nie przynudzając, przechodzę już jednak
do konkretów. Za żadne skarby to
pierwszy tom kryjący w sobie dwa większe opowiadania czy też, jak kto woli
powieści, o córkach jednego z najbogatszych ludzi w Anglii, Oskara Balfour’a.
Otóż ojciec wszechmocny ma osiem córek, acz nie z jedną kobietą jeśli ktoś
chciałby wiedzieć. W pierwszej części serii Córeczek
tatusia poznajemy dwie – stąd dwa opowiadania – Kat i Bellę. Obie oczywiście
są bogate dzięki tatusiowi, panny dwudziestoparoletnie, rozwydrzone, ale za to
piękne, zadbane, a na ich temat prasa bulwarowa pisze niestworzone rzeczy i ciągle
szuka sensacji. Ale po wydarzeniach na dorocznym charytatywnym przyjęciu, tatuś
nagle dostrzegł, że panny należy w końcu czegoś nauczyć. Zamyka im dostęp do
kont bankowych i podstępem Kat załatwia pracę na jachcie w roli pani sprzątającej,
a Bellę wysyła do centrum medytacji na pustyni. Jak można się domyśleć jedna
jak i druga pozna doskonalszą męską wersję: Kat – byłego torreadora, Bella –
szejka. Oczywiście są przystojni, eleganccy i namiętni, kiedy trzeba, pławią
się w luksusie i za wszelką cenę chcą poskromić kobiety, które dane im było spotkać
na swojej drodze.
To by było na tyle fabuł tychże
opowiadań. Proste, puste, przewidywalne i z happy endem. Cóż poradzić, że czytanie
nawet takich książek sprawia mi przyjemność. Nie będę wchodziła w jakieś
psychologiczne rozważania, ale przyczyn tego należy na pewno dopatrywać w
oderwaniu od zwykłego życia. Dobrze byłoby nie robić codziennie tego co, codziennie
robię (jak miliony innych kobiet), nie martwić się o pieniądze i mieć szafę
ciuchów (męża i dzieci nie zamieniłabym za żadne skarby). Chyba też zaczynam
tęsknić za młodością, bo jakieś ożywcze zwariowane tchnienie tutaj jest. Jeśli miałabym
wybierać to jednak Kat autorstwa
Sharon Kendrick przedkładam nad Bellę Sarah
Morgan. Warto jednak nadmienić, że panie specjalizują się w pisaniu tego rodzaju romansów.
Na zakończenie tej mało frapującej
opinii, która nie za wiele wnosi, orzekam, że to książka o slabiutkiej strukturze, użytecznie przyjemna,
ale w rodzaju tych, których się nie pamięta. Ach, zapomniałabym wspomnieć o
trafionej kolorystycznie i warsztatowo okładce.
Sharon Kendrick, Sarah Morgan, Za żadne skarby, wydawnictwo Harlequin, wydanie 2014, tłumaczenie: Kamil Maksymiuk, Joanna Pawełek- Mendez, okładka miękka, stron 320.
strona Sharon Kendrick
strona Sarah Morgan
Każdy czasami potrzebuje się odmóżdżyć przy mało ambitnej literaturze ;). Chociaż mnie to ostatnio bardziej denerwuje niż relaksuje (bo mam bardzo mało czasu i jak czytam coś mało przydatnego, to mam wyrzuty sumienia, że się zamiast tego nie uczę czy coś).
OdpowiedzUsuńCzas to pojęcie względne. Wyrzuty sumienia jednak znam. w okresie studiów nie czytałam nic, co nie wiązało się z nimi bezpośrednio czy pośrednio.Potem mi minęło:)
UsuńUśmiecham się czytając. Dzisiaj za romansami nie przepadam (może to kwestia wieku, gustu, priorytetów), ale kiedyś zdarzało mi się czytać nawet z przyjemnością, choć zdawałam sobie sprawę z ich niewielkiej wartości. Ważne, aby czytać to, co sprawia przyjemność i się tego nie wstydzić. Ja też po wielokroć powtarzałam, że bardzo podobały mi się książki Browna (dwie), że czytałam je (pochłaniałam) z dużą przyjemnością, choć zdaję sobie sprawę, iż nie jest to literatura z górnej półki. Ale mnie sprawia przyjemność, wywołuje emocje, jakich pewnie nie wywołuje u innych znawców literatury i czytelników i powiem więcej lubię sobie je (te dwie) od czasu do czasu przypomnieć. Tak więc rozumiem twoją radość z czasoumilaczy.
OdpowiedzUsuńWieku na pewno nie (patrz mój komentarz poniżej). Myślę, że pewne książki się akceptuje innych nie, właśnie rzecz gustu. Jedni lubują się w literaturze krwistej, mrocznej, rodem z Kinga, takiej, gdzie muszą być najgorsze sprawy tego świata (zauważ, że takie książki dostają nagrody literackie).Ja czegoś takiego nie potrafię czytać. Życie jest za krótkie, aby udawać.
UsuńNie lubię romansów z racji wieku, ale cenię wspomnienia, biografie, podróżnicze nic z fantastyki i kryminałów.
OdpowiedzUsuńCzemu z racji wieku? Zamiłowanie do czegoś w sercu się ma albo nie. Czytałam tego typu książki od średniej szkoły - wraz z Montgomery - moja glowa została niesamowicie nabita. Potem była przerwa, a po latach powrót. Zbliżam się do czterdziestki. Zdaję sobie sprawę, że wszystkich książek nie przeczytam, więc po co nie czytać tego, co cię chce. Moja śp. babcia czytała romanse nawet po 80-tce :)
Usuńserdeczności
Rozumiem Cię, bo nie raz sięgam po tego typu książki, żeby się odstresować. Lekkie, łatwe i przyjemne. Zdarza się, że wpisy o nich nie pojawiają się na blogu bo byłyby krótkie i w sumie nie miałabym o nich co napisać. Ale lubię je czytać i wcale się tego nie wstydzę.
OdpowiedzUsuńZ tymi wpisami to masz rację,ale ja już dawno zaprzestałam pisać o każdej ksiązce, którą przeczytam czy przesłucham. Czas.
UsuńJa właśnie odebrałam "Za żadne skarby" z poczty. Nie mam żadnych oczekiwań co do tej książki, myślę jednak, że, tak jak mówisz, będzie to taki czaso-zjadacz ;)
OdpowiedzUsuńPrzyjemnej więc lektury :)
UsuńLubię takie wciągające lektury:)
OdpowiedzUsuńAcz nie tylko takie wciągają :)
UsuńCzyli coś z gatunku "lekkie i przyjemne" - coś co pozwoli sobie umilić czas, ale nic z przytupem. A okładka ciekawa;)
OdpowiedzUsuń