Strony

8 października 2014

Joanna Puchalska, Dziedziczki Soplicowa.



Dziedziczki Soplicowa autorstwa Joanna Puchalskiej to książka bardzo szczególna. Po pierwsze, dlatego, że autorka pisze o swoich przodkach i historii rodzinnej, a po drugie, dlatego, że dotyczy Pana Tadeusza Adama Mickiewicza, utworu, który w 2014 roku obchodzi rocznicę 180. wydania. W perspektywie pokrywa się oczywiście z moimi zainteresowania, a że książka pisana jest w sposób naturalny i od razu wyczuć, że z głębokiego i szczerego serca, to efekt był taki, że nie mogłam się od niej oderwać. 

Autorka opowiada o swojej rodzinie i wspomnieniach zachowanych przez najstarszych jej członków o majątku w Czombrowie. Jednocześnie udowadnia, że Czombrów był pierwowzorem Soplicowa, takiego jakiego odnajdujemy na kartach  Pana Tadeusza. W dodatku babka babki Joanny Puchalskiej, Aniela Uzłowska z Czombrowa, zgodziła się zostać matką chrzestną Adasia, drugiego synka Barbary, byłej panny apteczkowej na Czombrowie. Autorka zaznacza już we wstępie, że mit Czombrowa i opowieści o codziennych sprawach, z którymi dzieli się zresztą z czytelnikami, towarzyszą dzięki dziadkom już od jej dzieciństwa. W dodatku do legendy przeszło kręcenie przed II wojną światową w Czombrowie filmu niemego Pan Tadeusz, w którym zagrał pradziadek autorki – Karol. 

okładka po wewnętrznej stronie

Książka powstała nie tylko dzięki dociekliwości samej autorki, ale również między innymi dzięki temu, że do tej pory ocalały rodzinne dokumenty, a dokładniej dworskie archiwum, datujące się nawet na wiek XVI. Są to inwentarze, akta sądowe, korespondencja prywatna, urzędowa i gospodarcza oraz brulionowe notatki. Archiwum dotarło z Kresów Wschodnich do centralnej Polski w 1945 roku, dzięki zapobiegliwej i bardzo rezolutnej prababci Joanny Puchalskiej, Marii Karpowiczowej. Wówczas dwór w Czombrowie był już spalony… 


Autorka opowiada jak rekonstruowała ów zaginiony świat i jak rozpoczęły się jej wyjazdy na Białoruś. Pierwszy rozdział stanowi odkrywanie tej przeszłości. Joanna Puchalska pisze o miejscu, gdzie czas niemal się zatrzymał; gdzie wraz z przyjaciółmi zauroczona była terenami wokół Czombrowa i jak szukali zamku; gdzie, spotkała ludzi pamiętających jej przodków; gdzie dominuje odmienność kultur. Przełomowym dla autorki momentem było jednak odnalezienie na strychu rodzinnego domu w starym kufrze i w dodatku w Polsce, dwóch paczek dokumentów z Czombrowa. Składały się na nie już szesnastowieczne oryginały pisane cyrylicą z późniejszymi odpisami łacinką; dokumenty siedemnastowieczne i osiemnastowieczne pisane po polsku z łacińskimi wtrętami oraz dokumenty pochodzące z dziewiętnastego i początku dwudziestego wieku. 

fragment listu Kazimierza do Benedykty

Co ciekawe w książce można przeczytać o różnicy w pisowni, gdy zamiast „y” zaczęto używać „j” (rodzice używali to pierwsze wyjście, a dzieci już drugie). Znalazła między innymi potwierdzenia tego, że w majątku za sędziostwa Uzłowskich, na stanowisku ekonoma zatrudniony został szlachcic Mateusz Majewski, a jego córka Barbara została panną apteczkową (czym się zajmowała, o tym również w książce). Stąd również wniosek, że Czombrów jest prototypem Soplicowa. Dokonuje również analizy porównawczej rzeczywistego krajobrazu, obyczajów oraz wydarzeń z życia Czombrowa i sąsiadów z tym wszystkim (między innymi kłótnie, procesy i wzajemne zajeżdżanie się), co zostano uwiecznione na stronicach Pana Tadeusza i jaki był wynik owych sporów największych wrogów już w XX wieku. 


Przy okazji Joanna Puchalska opowiada o życiu codziennym i rodzinnym swoich przodków. Przede wszystkim jednak głównymi bohaterkami są tu kobiety: Aniela z Wierzejskich Uzłowska, Benedykta z Haciskich Karpowiczowa, Maria z Popławskich Karpowiczowa. O Anieli już wspominałam. Benedykta była żoną sędziego granicznego Kazimierza Karpowicza. Mieli pięcioro dzieci, o których losach również pisze Joanna Puchalska. Przez kilka lat żyli oddzielnie, ponieważ Czombrów puścili w dzierżawę (do 1844 roku), a Kazimierz przyjął posadę administratora majątku hrabiny Potockiej w Rosi koło Wołkowyska. Benedykta zamieszkała zaś z dziećmi w Świsłoczy. Autorka przytacza bardzo ciekawy opis nieruchomości puszczonej w dzierżawę, fragmenty korespondencji małżonków, a także pokazuje, jaki był podział ról w gospodarstwie między kobietą i mężczyzną. Między innymi kobiety miały w swej pieczy prace domowe, obory, chlewy, kurniki, wyrób i sprzedaż nabiału, nadzorowały służbę, a także zajmowały się sadem i ogrodem, wyrobem płótna i apteczką ziołową. Ciekawostką jest, że do dziś istnieją obrazy olejne Benedykty i Kazimierza. Z kolei Maria z Popławskich wyszła za mąż za Karola Karpowicza w roku 1896. Była kobietą nowoczesną, wykształconą, władała kilkoma językami i uczyła w szkołach. W dodatku wszędzie jej było pełno i realizowała swoje pomysły przez całe niemal życie. 


Dziedziczki  Soplicowa to książka, która chwyta za serce. Doskonale rozumiem Joannę Puchalską, mającą wykształcenie historyczne, z jaką pieczołowitością zbierała materiały, odkrywała tajemnice rodzinne, to, co nieznane i z jakimi emocjami odpakowywała paczki z dokumentami, jakie znalazła na strychu w starym kufrze. 


Treść książki pomagają dodatkowo odebrać świetnie opisane fotografie pochodzące głownie z archiwum rodzinnego. Dodatkowo powiązania rodzinne Karpowiczów i Uzłowskich można zrozumieć na podstawie zamieszczonych drzew genealogicznych. Warto wspomnieć, że w książce odnaleźć można bibliografię i indeks nazwisk, indeks miejsc, a w radiowej Jedynce były audycje prowadzone przez Annę Lisiecką z udziałem Joanny Puchalskiej zatytułowane Droga do Soplicowa (sprawdziłam i można odsłuchać na stronie Polskiego Radia).
 



Joanna Puchalska, Dziedziczki Soplicowa, wydawnictwo Muza S.A., wydanie 2014, okładka twarda, stron 256.

16 komentarzy:

  1. Czytałam Twoją recenzję i już wyobrażałam sobie, że "Dziedziczki Soplicowa" mam w ręce.
    No proszę, nawet się zrymowało :)
    Na pewno wspaniała książka, w dodatku przez pasjonatkę i z pasją napisana.
    Myślę, że Twoja recenzja, jeśli pozwolisz, pięknie by się komponowała w kolekcji kresowych książek /"Kresy zaklęte w książkach"/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że pozwolę :)

      Jaka książka taka opinia. Mnie zachwyciła. Autorka wspaniale operuje językiem polskim, a w dodatku pięknie i plastycznie, a przede wszystkim z wielką naturalnością opowiada o przeżyciach swoich wypraw, odkryć i rodzinnych historii. To się czuje :)

      Wspaniała lektura :)

      Usuń
    2. Beato, Ty powinnaś po prostu do nas dołączyć. :) Tyle wspaniałych książek tu opisujesz, a wiele z nich dotyczy Kresów właśnie.
      O "Dziedziczkach Soplicowa nie słyszałam", a książka zapowiada się wspaniale!

      Usuń
  2. Im głębiej w blogosferę, tym więcej Kresów:) Wspaniale! Książki nie znam, a zapowiada się ciekawie. Niech ja tylko na te targi w Krakowie dojadę! Rozpusta będzie! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie również książka zainteresowała i podobnie, jak książkowiec widzę, iż coraz więcej literatury kresowej w blogosferze. I jak Magdalena też lubię książki pisane z pasją i znawstwem przedmiotu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Kresach warto bowiem czytać. Tak czy siak, historia nam nawet to nakazuje :)

      Usuń
  4. Bardzo lubię historie rodzinne, wspomnienia i dawne życie. Z wielką chęcią sięgnę po ten tytuł :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach, te stare kufry z dokumentami znajdowane na strychach! Że też mnie nic takiego nigdy się nie przydarzy. Ale takie historie o odkrywaniu rodzinnej przeszłości bardzo lubię i pewnie rozejrzę się za książką przy okazji. A na razie posłucham audycji radiowych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też chciałabym odkrywać, znajdować, szperać :) Ten typ tak ma :) Pamiętam strych i kufer u rodziny mojej kuzynki, gdzie przebywałyśmy na wakacjach. Mam stamtąd za pozoleniem parę książek oczywiście historycznych. Pisałam o nich tu:

      Najstarsze książki w mojej bibliotece

      Usuń
  6. Ja znalazłam kiedyś na strychu kilka kartonów książek, najstarsza z nich została wydana w latach 50. ubiegłego wieku. Znalazłam wśród nich kilka prawdziwych perełek, takich jak ,,Niebo w płomieniach" Parandowskiego czy skandynawskie bajki dla dzieci. Niestety, na znalezisko pokroju kufra z rodzinnymi pamiątkami z XVII wieku nie mam co liczyć, więc pozostaje mi jedynie lektura ,,Dziedziczek Soplicowa". Dobre i to.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojjj, ale mi narobiłaś smaka na tę książkę!!! Pięknie o niej napisałaś, czuję, że to moje klimaty, więc natychmiast dorzucam do listy pod tytułem "Co Magota chciałaby dostać od Mikołaja" :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Właśnie przeczytałam. Urocza książka. Od razu nabrałam ochoty, by obejrzeć przedwojenną niemą wersję "Pana Tadeusza".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że wielbicieli tej książki jest coraz więcej :) dziękuję za wpis:)

      Usuń

Dziękuję bardzo za konstruktywne słowo pisane pozostawione na tym blogu. Nie zawsze mogę od razu odpowiedzieć, za co przepraszam.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Prowadząca bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.