Strony

21 listopada 2012

Monika Piątkowska, Życie przestępcze w przedwojennej Polsce. Grandesy, kasiarze, brylanty.

Po Niezwykłych klientach Temidy  i Szemranego Towarzystwa niegdysiejszej Warszawy Stanisława Milewskiego (wydawnictwo Iskry) oraz  Pitavalu krakowskim autorstwa Stanisława Salmonowicza, Janusza Szwai i Stanisława Waltosia (wydawnictwo Universitas) z przyjemnością zabrałam się za książkę Moniki Piątkowskiej, traktującej o życiu przestępczym w dwudziestoleciu międzywojennym, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Naukowego PWN. 

Autorka już we wstępie podkreśla, że życie przestępców okresu międzywojennej Polski kształtowało się na granicy dwóch światów: bogatych mieszkańców miast oraz zacofanych, często niepiśmiennych, mieszkających w urągających warunkach mieszkańców wsi. Zetknięcie tych dwóch poziomów dawało początek konfliktom, strajkom, zamieszkom i oczywiście wszelkim sprawom powstałym poza nawiasem obowiązującego prawa. Plagą II Rzeczypospolitej byli złodzieje różnego autoramentu, prostytutki, handlarze żywym towarem, oszuści matrymonialni, fałszywi pośrednicy i złodzieje tożsamości. Piątkowska we wnikliwej analizie przedstawia czytelnikowi życie owego półświatka, nie stroniąc od podania nazwisk, licznych anegdot i ciekawostek. Autorka opiera się na materiałach źródłowych cytowanych niejednokrotnie w książce w obszernych fragmentach, a także odwołuje się do ówczesnej polskiej literatury opowiadającej o przestępczym światku. Warto od razu nadmienić, że książka posiada bogatą bazę fotografii, a na końcu dodany został spis bibliograficzny. 


Piątkowska przedstawia czytelnikowi wewnętrzny podział istniejący wśród ludzi trudniących się złodziejskim fachem. Oprócz zwykłych kieszonkowców, istnieli złodzieje jarmarczni, mieszkaniowi, hotelowi, kasiarze, złodzieje z pociągów, złodzieje amatorzy a także wywiadowcy, pomagający złodziejom. Dokonuje szczegółowego opisu stosowanych przez nich metod, narzędzi, wymyślone triki, złodziejskie szyfry, a także przedstawia „szkoły” przestępców mające swoje ośrodki głównie poza granicami Rzeczypospolitej (np. w Odessie). Przykładowo złodzieje sklepowi stosowali sztuczną rękę, którą zamieszczali na temblaku lub umieszczali w rękawie, gdy prawdziwa ręka, schowana pod nakryciem, służyła do rabunku[1]. Autorka przedstawia również najbardziej znane napady i odbyte procesy, a także nie omija, co padało najczęściej łupem danych złodziei. Na zarobek kieszonkowców składały się zegarki, portfele, papierośnice, spinki [2]. Wśród złodziei sklepowych najbogatsi byli ci, którzy kradli biżuterię. Czytelnik pozna również specyficzne nadane nazwy złodziejom: sklepowych zwano szopenfeldziarzami[3], a hotelowych – szczurami[4], z kolei grandziarz[5] to złodziej- amator, partacz, który oprócz tego, że wyrwie torebkę, potrafi jeszcze ofiarę przydusić, nasypać soli w oczy i bić po głowie.

Autorka zwraca również uwagę, że przestępstwa dokonywane poza miastem były bardziej brutalne. Złodzieje uzbrojeni w siekiery, noże, motyki, pogrzebacze i topory, wdzierali się w do wnętrz przez dach albo wybijali okna i brali dom szturmem[6] dokonując również mordów.  Innym znamieniem przestępstwa było kłusownictwo i kradzież drewna z lasów. Dorobić próbowano się również na przemycie, którym trudniły się całe rodziny, klany sąsiedzkie i wsie. Towar ukrywano w dyszlach, kołach, bokach wozów, w sianie i pod przyodziewkiem[7]


Ciekawie zostały również opisane oszustwa, do jakich dochodziło w przedwojennej Polsce. Byli uliczni wyłudzacze pieniędzy, oszuści pracujący w szarej strefie, domokrążni oszuści oferujący magiczne i tanie towary, sprzedający papierowe ubrania, ale także grupa ludzi podająca się za osoby urzędowe lub arystokratów[8]. Życie Bogumiła Czechaka przypominało losy literackiego Nikodema Dyzmy. W młodym wieku utrącił lewą rękę. W 1930 roku kupił sobie kompletny mundur rotmistrza i jako rotmistrz, ranny w wojnie polsko- bolszewickiej, Czechak zdobył przychylność senatora Popiela. W ten sposób dostał się do arystokratycznego świata, korzystał z pieniędzy kobiet, obnosił się z medalami, wdawał w podejrzane interesy i wpadł w roku 1932[9]. Można też zaznajomić się ze światem ówczesnych amantów, ulicznic („kapeluszowe”[10] stawały przed najmodniejszymi lokalami, a najbardziej upadłe i najtańsze były „mamzele”[11]), życie fordanserek i „grandes” (polowały na „grubego zwierza” w sali restauracyjnej[12]), domów publicznych. Autora przedstawia również problem handlu ludźmi, wymuszanie haraczu, uliczny kidnaping, wywóz młodych dziewcząt za granicę.  Osobny rozdział poświęca dzieciom zajmując się problemem dzieciobójstwa na prowincji, sprzedaży dzieci, porzucaniu i dokonywaniu aborcji oraz sprawy związane z wykorzystywaniem seksualnym.

Co ciekawe, w książce przedstawione zostały miejsca spotkań półświatka w miastach, lokale będące punktem informacyjnym dla lokalnej ferajny. Znajdziemy tu również charakterystyki struktur mafijnych i najbardziej znanych ówczesnych band o przecudnej urodzie nazwach takich jak: banda „Czarnej Ręki” z Białegostoku, „Głuchego Srulka” z Piotrkowa Trybunalskiego[13] czy działające na prowincji grupy „atamana Czorta”, „Dulki”, „Muchy”[14]


Autorka wspomina również największe osobowości przestępczego świata, które dzięki swoim czynom, ale tez i prasie, zyskiwały popularność. „Królem kasiarzy” po napadzie na skarbiec Banku Polskiego, w którym kryło się 6 milionów złotych, został Stanisław Cichocki, któremu nadano pseudonim Szpicbródka[15]. Zwraca uwagę na istnienie wielbicieli sensacji drukowanych w prasie i kronik kryminalnych. 

W tym wszystkim odnaleźć można oczywiście zachowania ówczesnej policji, niskie mniemanie społeczeństwa o jej skuteczności przeciwdziałania, listy gończe, ekipy i techniki śledcze zarówno w miastach jak i na prowincji.

Piątkowska pisze przystępnie i interesujący sposób ukazuje życie przestępcze w przedwojennej Polsce. Oprawa graficzna książki zasługuje na uznanie, tekst ułożony jest w identyczny sposób jak poprzednich wydaniach tego typu ukazujących się nakładem Wydawnictwa Naukowego PWN. W związku z tym czytelnik nie będzie się gubił w tekście wyraźnie rozdzielonym, a zasób archiwum fotografii wzmoże jeszcze jego dociekania i zainteresowanie powziętym tematem. Książka jak najbardziej jest godna polecenia.


[1] M. Piątkowska, Życie przestępcze w przedwojennej Polsce. Grandesy, kasiarze, brylanty, Warszawa 2012, s. 17.
[2] Tamże, s. 44.
[3] Tamże, s. 46.
[4] Tamże, s. 49.
[5] Tamże, s. 82.
[6] Tamże, s. 136.
[7] Tamże, s. 189.
[8] Tamże, s. 213.
[9] Tamże, s. 214.
[10] Tamże, s. 279.
[11] Tamże, s. 282.
[12] Tamże, s. 296.
[13] Tamże, s.63.
[14] Tamże, s. 134.
[15] Tamże, s.29.
 

Monika Piątkowska, Życie przestępcze w przedwojennej Polsce. Grandesy, kasiarze, brylanty, Wydawnictwo Naukowe PWN, wydanie 2012, oprawa twarda, stron 464.

Monika Piątkowska – pisarka, dziennikarka i felietonistka, przez kilkanaście lat była reporterką "Gazety Wyborczej". Urodziła się w Krakowie, tam też ukończyła nauki polityczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Autorka powieści "Krakowska żałoba", której akcja obejmuje niemal sto lat życia miasta, a także zbioru opowiadań "Nikczemne historie" osadzonych w świecie przestępczym fin de siècle i międzywojnia. Obie pozycje są wynikiem jej długoletniej fascynacji zbrodnią i życiem codziennym na przełomie XIX i XX wieku.
*zdjęcia własne

20 komentarzy:

  1. No dobrze. A czym ta książka różni się choćby od pozycji Milewskiego. Pytam, bo "Szemrane ..." mam na półce, a nie chciałbym dublować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bazylu, Milewski w Szemranym... ogranicza się jedynie do Warszawy, a jeżeli chodzi o czas - to również cofa się w wiek XIX. Z kolei Piątkowska ujmuje życie przestępcze jedynie w okresie dwudziestolecia międzywojennego i dokonuje szczegółowej analizy w odniesieniu do ziem polskich zarówno miast, jak i wsi. Myślę, że nie będzie dubla, a jedynie poszerzenie kręgu tematycznego.

      Usuń
  2. Genialny temat! Uwielbiam tę epokę, a o półświatku jeszcze akurat nic nie czytałam. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Skończyłam czytać tydzień temu. Genialna książka. W ogóle pozycje PWN są ostatnio rewelacyjne:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Podziwiam autorów tego rodzaju książek, ile tu trzeba wnieść własnej pracy, godzin spędzonych nad śledzeniem, przeglądaniem starych dokumentów, akt, czasopoism. Poza pomysłem na książkę i dobrym piórem trzeba mieć jeszcze to zacięcie detektywa, poszukiwacza.
    Na pewno poszukam i przeczytam. Cristina.

    OdpowiedzUsuń
  5. Super uzupełnienie znanego mi już Dwudziestolecia. Chętnie kiedyś przeczytam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pozycja może i godna polecenia, ale chyba tylko bogaczom:(
    Po przeczytaniu zapowiedzi wzbudziła moją ciekawość, ale gdy wzięłam ją do ręki w księgarni i zobaczyłam cenę, ciekawość przerodziła się w szok.
    Może i ta cena da się uzasadnić jakością wydania (a może nie?), ale - nic nie ujmując pani Piątkowskiej - Takie Pieniądze, to ja wolę wydać na książki o podobnej tematyce, ale napisane przez ludzi mających dobre merytoryczne przygotowanie do zajęcia się takim tematem, jak choćby wspomniany przez Ciebie na początku Stanisław Waltoś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak. Ciekawa byłam właśnie, ile taki cymes kosztuje. Szkoda, że dużo. Ale może kiedyś trafi do Taniej Jatki?

      Usuń
    2. Oprawa graficzna jest warta tych pieniędzy: bardzo dobry jakości papier, książka jest szyta, twarda oprawa, świetne reprodukcje fotografii i grafik oraz przedruków z prasy.

      Nie uważam, aby książka Piątkowskiej była gorsza od Pitavalu krakowskiego. To zupełnie inne pozycje, inaczej wydane i napisane.Nie sądzę też, aby pani Piątkowska miała gorsze przygotowanie merytoryczne tak jak momarto piszesz. Dla mnie takie wnioskowanie jest trochę uwłaczające Autorce i jej pracy.

      Usuń
    3. Nie było moją intencją uwłaczanie komukolwiek i przykro mi, że tak to odebrałaś. Nie wątpię, że trzeba było wykonać olbrzymią pracę, aby zebrać te wszystkie materiały i ułożyć je w spójną, i - jak sądzę, znając nieco styl autorki - przystępnie napisaną całość. Uważam jednak, że 100 zł (bez 1 zł) za książkę to bardzo, bardzo dużo. Zwłaszcza w odniesieniu do przeciętnych zarobków.
      Jako bardzo praktykujący prawnik, mający w swoim życiorysie epizod dziennikarski, sceptycznie odnoszę się do piszących na tematy okołoprawne dziennikarzy. Po pierwsze, pracowałam w redakacji i wiem od środka, jak wygląda świadomość prawna osób zajmujących się taką tematyką. Po drugie, wiem też jak trudno jest czasem pewne rzeczy nie-prawnikom wytłumaczyć, przez co często, w sposób niezawiniony, dochodzi do przekłamań. Dlatego też obdarzałam dużym zaufaniem np. Stanisława Podemskiego, który jako dziennikarz, ale też prawnik z wykształcenia, bardzo przystępnie pisał m.in. i o procesach sądowych w tym okresie, o którym pisze pani Piątkowska. Dzięki takiemu przygotowaniu umiał ogarnąć całość i oddzielić rzeczy istotne od mniej istotnych.
      I to jest powód, dla którego dla mnie cena 100 zł za tę książkę jest zbyt wygórowana. Za 50 zł pewnie bym ją jednak kupiła:)

      Usuń
    4. Co do ceny to ja Cię doskonale rozumiem:) Jak dla mnie są to obecnie w ogóle bariery nie do przekroczenia.

      Nie wiem, czy nie generalizujesz, bowiem jest wielu historyków, polonistów, filozofów i ludzi innego wykształcenia, którzy wierząc w swoje możliwości i podstawy pracy badawczej zabrali się za pisanie, a wychodzą z tego nic nie znaczące dziełka, powstałe na podstawie innych opracowań, innej pracy. Często to po prostu kompilacje, którymi media się zachwycają lub reklamują na potęgę, bo łatwo się to czyta. Moim zdaniem wykształcenie nie koniecznie musi się wiązać z zainteresowaniami, a podstawy sztuki badawczej (gdzie szukać, jak pracować) można nie tylko nabyć na studiach, ale w trakcie własnych poszukiwań. Czy w związku z tym człowiek pracujący jako dziennikarz nie może napisać dobrze skrojonej książki nawiązującej do historii? a czy gdyby nie zainteresowania powstałyby książki Łozińskich?
      Można by dyskutować:)

      pozdrawiam serdecznie i miłego dnia

      Usuń
    5. Oczywiście, że tego typu opinie jak moja są swego rodzaju generalizowaniem:) Podkreślę jednak jeszcze raz: gdyby nie cena, nie zgłosiłabym tego rodzaju zastrzeżeń. Wypowiadam się zresztą wyłącznie na temat, który znam od środka i który jestem w związku z tym w stanie merytorycznie w miarę ocenić.
      Jedno jest jednak pewne: książki pani Piątkowskiej nie przeczytałam, w odróżnieniu od Ciebie:)
      Pozdrawiam równie serdecznie, życząc słońca (bo u nas niestety nic nie wskazuje na to, aby się miało dziś pojawić)

      Usuń
  7. Rozważam zakup tej książki na prezent gwiazdkowy, Twoja recenzja utwierdza mnie w przekonaniu, że będzie to dobry wybór :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja byłabym zadowolona z takiego prezentu:)

      Usuń
    2. Jak ja bym chciała tę książkę! Kreskowa, nie zastanawiaj się, tylko kupuj :)

      Usuń

Dziękuję bardzo za konstruktywne słowo pisane pozostawione na tym blogu. Nie zawsze mogę od razu odpowiedzieć, za co przepraszam.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Prowadząca bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.