Strony

9 lipca 2016

Magdalena Jastrzębska, Panie kresowych siedzib.



Panie kresowych siedzib Magdaleny Jastrzębskiej to książka, która przybliża nam kobiety, ziemianki, arystokratki, które głównie dzięki zawartym małżeństwom związały swoje losy z dworami położonymi na Kresach. W większość dwory i pałace, obecnie w granicach Litwy, Ukrainy i Białorusi,  nie przetrwały do naszych czasów. Zostały splądrowane i spalone w okresie I wojny światowej, rewolucji i bolszewickich napaści. W 1918 roku z Białej Cerkwi do Kijowa ucieka Maria z Branickich Radziwiłłowa; rok 1917 to kres Sławuty; w 1916 roku Julia Z Potockich Branicka na zawsze zmuszona była opuścić Stawiszcze; w 1919 roku spalono Antoniny; w 1918 roku bolszewicy zajęli Białą Cerkiew; a pałac w Młynowie został rozebrany po 1939 roku. Te, które przetrwały przez lata pełniły rolę szkół, mieszkań czy siedzib instytutów. Dzięki staraniom ludzi dobrej woli, po 1990 roku, niektóre zaczęły być restaurowane i udostępniane publiczności. Nigdy jednak nie będzie nam dane wejść w progi prawdziwego dziewiętnastowiecznego domostwa z bogatym wyposażeniem…


Książka Magdaleny Jastrzębskiej stanowi sentymentalny powrót do miejsc, gdzie kultywowano polska tradycję, kulturę i język. Prezentowane kobiety miały ciekawe osobowości, a mimo urodzenia ich losy nie zawsze były tak proste i pełne szczęścia. Przygotowywane były przede wszystkim do zamążpójścia, a małżeństwo było zazwyczaj z góry ustalane przez rodziców bądź opiekunów. Wybór męża nie należał do młodej dziewczyny. Mąż był często starszy od wybranki. Michał Radziwiłł był starszy od Aleksandry ze Steckich o osiemnaście lat; Wacław Hański o ponad dwadzieścia lat od Eweliny z Rzewuskich; Maria z Sapiehów miała siedemnaście lat, gdy została wydana za trzydziestoletniego Stanisława Potockiego. Często nie były to więc szczęśliwe związki. Wspomniana Maria z Sapiehów Potocka żyła z mężem w separacji; Zofia z Jabłonowskich Skarbkowa dopiero po dziesięciu latach starań w atmosferze skandalu uzyskała rozwód i mogła wyjść za mąż za swą wielką miłość Aleksandra Fredrę. Na szczęśliwe małżeństwo wyglądali mieszkający w Stawiszczach na Ukrainie Julia z Potockich i Władysław Branicki. Za udane małżeństwo uważano Marii z Sapiehów i Władysława Branickiego. Eliza z Szembeków z kolei z ochotą miała poślubić właściciela Czarnomina, Mikołaja Czarnomorskiego, którego poznała w Ujściu na Podolu, u swojego brata Józefa Szembeka i szwagierki Józefy z Moszyńskich. Zainteresowanie nauką i pasje artystyczne połączyły Marię z Tyzenhauzów z Aleksandrem Przezdzieckim.


W małżeństwie kobiety spełniały się nie tylko jako żony i matki, ale również jako społecznice, filantropki, fundatorki szpitali, szkół, kaplic. Były dobrymi gospodyniami, zarządczyniami wszystkich dóbr wchodzących w skład majątków, a dzięki poczynionym oszczędnościom i gospodarności niejednokrotnie umiały wyprowadzić ów majątek z długów. Helena z Radziwiłłów i Józef Potoccy rozbudowali Antoniny i wprowadzili liczne udogodnienia: telefon, oświetlenie elektryczne, telegraf, straż ogniową, hotel dla interesantów, ochronkę, aptekę. Antonina z Czackich Krasińska po śmierci męża Jana, nadal mieszkała w Dunajowicach i zarządzała nimi, nawet gdy syn Wincenty osiągnął pełnoletność. Maria z Sapiehów Branicka po śmierci męża w 1884 roku przejęła ster rządów w Białej Cerkwi. Nieco lekkomyślną w wydawaniu pieniędzy, podobnie jak jej mąż, była Maria Róża (Biszetta) z Branickich, która w 1883 roku poślubiła księcia Jerzego Radziwiłła. 

Przedstawione sylwetki kobiece nie posiadają zbyt głębokiego rysu charakterologicznego, ale źródeł za wiele nie ma. Rozdziały są krótkie, ale za to niezwykle fascynujące. Mają przede wszystkim na uwadze pokazanie czytelnikom, że dana postać niegdyś żyła, była, pełniła swoją rolę w środowisku, większą czy mniejszą. Szeroka gama przypisów i dobrze opracowanej bibliografii z podziałem na źródła i opracowania, zaprasza czytelnika do samodzielnego szukania kolejnych informacji zarówno o danej postaci jak i prezentowanym dworze czy pałacu. Zaletą książki jest także bogata baza ilustracyjna. Składają się na nią archiwalne fotografie, ilustracje z czasopism oraz rysunki prezentujące dany obiekt. Niewątpliwie warto przeczytać książkę, bowiem przenosi w świat nam niedostępny i zatracony przez historyczne zawieruchy.


Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie napisała o tym, co mnie dręczy. Mam to szczęście, że moje zainteresowania książkowe w większości pokrywają się obecnie tematycznie z moją pracą. W książce znalazłam wiele inspiracji i poznałam sylwetki osób, które powinnam znać. Nie jestem w stanie określić zgodności merytorycznej wiadomości dotyczących innych rozdziałów. W Paniach kresowych siedzib szczególną uwagę poświęciłam rozdziałowi o Antoninie z Czackich Krasińskiej. Mam uwagi do zdań: Połączyło je jedno – miłość do Wincentego. Antonina kochała go jak matka jedynego syna, Maria jako życiowego wybranka. 12 września 1803 roku nastąpił ślub, a po nim młodzi Krasińscy wyjechali do Francji. (s. 158). Jest mało prawdopodobne, aby Maria kochała męża. Małżonek został jej z góry narzucony i od lat wiedziała kogo ma poślubić. W liście datowanym na 2 sierpnia 1802 roku Maria Urszula donosiła swej przyjaciółce Annie Sapieżynie, córce kanclerza Andrzeja Zamoyskiego, kto został przeznaczony jej na męża. Małżeństwo traktuje jako swój obowiązek. Sądzę, że wkrótce będę mogła coś stanowczego ci donieść, co się tyczy chłopczyka, jak go zawsze jeszcze nazywam. Rzeczy zaczynają się składać - czy na szczęście moje? tego nie powiem, bo niestety! nie wiem - trzeba długich lat, żeby móc powiedzieć w podobnym względzie, że dobrze się stało. O tym tylko zapewnić cię mogę, że puszczam się na to może z chwiejącym się sercem, żadne złudzenie mnie nie omamia, mam oczy otwarte i przewiduję dobrze, że nie wszystko będzie różowem w tej sprawie, ależ trzeba na koniec powiedzieć: Vogue la galére, i raz skończyć.[1] Ślub miał miejsce 13 września 1803 roku, o czym donosi obszerna notatka z tego wydarzenia, jaka ukazała się dnia 16 września 1803 roku w pierwszej kolumnie dodatku Gazety Korespondenta Warszawskiego i Zagranicznego: Dnia 13 t.m. wziął ślub w kościele księży Misjonarzów Wincenty Krasiński, powszechnie lubiany młodzieniec, a syn sławnego z mocnej mowy sejmowej i gorliwości o dobro ojczyzny, której nie przeżył, Krasińskiego, starosty opinogórskiego, z księżniczką Marią Radziwiłłówną, pasierbicą JW. Małachowskiego, nie spracowanego marszałka pamiętnego na zawsze Sejmu Czteroletniego. Zabierając się ta piękna para do stanu małżeńskiego dopełniła ściśle starodawnym zwyczajem wszystkich przed- i poślubnych obrządków kościoła rzymskiego, a między innymi kazała ogłosić potrójne zapowiedzi, jedne w kościele na wsi w dobrach dziedzicznych, a drugie w kościele katedralnym i Św. Krzyża w stolicy tutejszej. Prowadzili do ołtarza oblubienicę książę Ludwik Radziwiłł i JP. Karol Czapski, generał, oblubieniec zaś zbliżył się do niego licznym orszakiem przychylnej sobie młodzieży otoczony. Odebrała ta para ślubne pierścionki i błogosławieństwo z rąk JW. Cieszkowskiego, biskupa łuckiego, w obecności JW. Małachowskiego, ojczyma księżniczki, JW. Krasińskiej, matki oblubieńca i licznego grona przyjaciół. Odprowadzali zaś od ołtarza nową mężatkę Stanisław Małachowski, rotmistrz, z Bronikowskim generałem. Po dopełnieniu tego aktu nastąpiła wieczerza na 40 osób w domu JW. Małachowskiego, marszałka.[2] W 1803 roku Wincenty miał 21 lat, Maria Urszula liczyła 25 lat. Małżeństwo z pasierbicą Stanisława Małachowskiego i wnuczką Tomasza Hutten – Czapskiego podniosło majątkowy prestiż Wincentego. moim skromnym zdaniem, było to jednak małżeństwo zawarte z rozsądku. Jeśli chodzi o podróż poślubną, to dopiero w maju 1804 roku Maria i Wincenty Krasińscy wyjechali do wód w Spa, a stamtąd udali się w odwiedziny do Anny i Aleksandra Sapiehów do Paryża.

[1] Cyt. za: J. Falkowski, Obrazy z życia kilku ostatnich pokoleń w Polsce, t. 1, Poznań 1877, s. 202-203.
[2] Dodatek do Gazety Korrespondenta Warszawskiego i Zagranicznego, nr 74, z dnia 16 września roku 1803, piątek, s. 1. Źródło: http://ebuw.uw.edu.pl/dlibra/publication?id=17467&tab=3 (dostęp 11.04.2016).



Magdalena Jastrzębska, Panie kresowych siedzib, wydawnictwo LTW, wydanie 2016, oprawa twarda, stron 280.

9 komentarzy:

  1. Chetnie przeczytalabym te ksiazke, zapisze sobie tytul na przyszlosc, pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuje za wnikliwą (jak zawsze) recenzję książki.
    Zawsze z uwagą czytam opinie czytelników, bo to chyba dla każdego autora bardzo ważne.
    Gdy przyszedł pomysł na tego rodzaju książkę wiedziałam, że chcę właśnie nakreślić w krótkich rozdziałach życie wielu postaci. Do tej pory nie zmierzyłam się ze szkicami poświęcając się biografiom jednej postaci.
    Zebranie materiału ilustracyjnego trwało też dość długo, bo moc postaci i miejsc.

    Jeśli chodzi o ślub Wincentego z Marią księga parafialna św. Krzyża, zawierająca wpis o małżeństwie wskazuje na datę 12 września. Jest dostępna w internecie.
    Co do miłości i rozsądku to... trudno tu być na 100% pewnym, ja odniosłam nieco inne wrażenie dotyczące stosunku Marii do męża, ale dzięki że zwróciłaś na to uwagę. Będę mieć na względzie, bo najbliższa książka też nieco o Wincentym będzie opowiadać. Choć bezpośrednio z Krasińskimi nie będzie miała związku.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki nie omieszkam poszukać :)
      Ostatnio z własnej woli siedziałam w małżeństwach Krasińskich i ich początkach. Listy zachowane pisane przez Marię na to wskazują. Nie wiadomo jak z uczuciem było po ślubie. Szperanie na szeroką skalę jeszcze przede mną :)Bardzo dużo nie wiem, niż wiem.

      Dziękuję i serdeczności :)

      Usuń
  3. Przeczytana :) I jak wszystkie książki pani Jastrzębskiej, przypadła mi do gustu. Mam tylko jedno zastrzeżenie: (jak dla mnie) była za krótka i przez to mi czegoś mi w niej brakowało (nie wiem, może więcej informacji o siedzibach albo samych damach). Najbardziej spodobały mi się rozdziały o paniach których wcześniej nie znałam: Zofii z Chłopickich Klimańskiej (gotowy scenariusz na film) oraz oryginalnej Reginie Korzeniowskiej, uśmiałam się przy tym ostatnim ;). Książka warta polecenia, szczególnie tym którzy nie lubią "suchych" biografii.
    Pozdrawiam
    M.M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście można odnieść takie wrażenie. Niektóre historie warto byłoby poszerzyć. Mam to szczęście, że w domu posiadam trochę albumów związanych z polskimi dworami na Kresach. Dzięki tej ksiązce wróciłam również i do nich. Styl pani Magdy też mi bardzo odpowiada :)
      Wizerunek Reginy Korzeniowskiej też mi się bardzo podobał :))

      pozdrawiam niedzielnie

      Usuń
  4. Książka mnie pociąga/ na razie czytałam jedną książkę Magdaleny Jastrzębskiej/i odebrałam ją bardzo pozytywnie pod wieloma względami, mam drugą i myślę o innych.
    W tej ten ogrom nazwisk mnie trochę przeraża, ale to może dlatego, że nie znam historii rodów kresowych.....

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję bardzo za konstruktywne słowo pisane pozostawione na tym blogu. Nie zawsze mogę od razu odpowiedzieć, za co przepraszam.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Prowadząca bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.