Trudno pisać o
kobietach w większości znanych, o których wspomina się przy okazji opracowań
dotyczących ich mężów – artystów. Grały one przy nich tak zwane drugie
skrzypce, żyły w cieniu, wypełniały odwieczne role matki, żony, kochanki i zasadniczo
były posłuszne mężowskim nakazom lub też wybierały własne, niezależne drogi. Joanna
Jurgała – Jureczka ukazała życie kobiet należących do rodziny Kossaków. Na
podstawie zachowanych zapisków uczynionych w różnych formach oraz przede
wszystkim listów, głównie dotąd niepublikowanych, odtworzyła ich losy,
nurtujące je kłopoty, rozterki i szczęśliwe chwile. Czytając kolejno każdą
biografię czytelnik ma możliwość bliższego poznania tychże kobiet, ale również
może dokonać wnikliwej obserwacji zmian zachodzących kolejnych pokoleń w
postrzeganiu życia i podejściu do tradycji, instytucji małżeństwa, miłości, posiadania
i wychowania dzieci, spraw finansowych.
Czytelnik
poznaje chronologicznie i według drzewa genealogicznego losy kobiet: Anieli z
Kurnatowskich Gałczyńskiej, Zofii z Gałczyńskich Juliuszowej Kossakowej, Zofii
z Kossaków Romańskiej, Jadwigi z Kossaków Unrużyny, Jadwigi z Unrugów
Witkiewiczowej, Marii z Kisielnickich Wojciechowej Kossakowej (z córkami Marią
Pawlikowską – Jasnorzewską i Magdaleną Samozwaniec) oraz Anny z Kisielnickich
Tadeuszowej Kossakowej (córką jej była Zofia Kossak Szczucka – Szatkowska). Dobrze,
że autorka za każdym razem w tekście podkreśla, o której pani Zofii jest mowa,
bo niezbyt wytrawny czytelnik mógłby się niechybnie pogubić. Każda z
wymienionych bohaterek została również w autorkę zaopatrzona dla niej tylko
szczególny atrybut. Przykładowo kolor srebrny i srebrna koronkowa suknia przypisana
została Anieli z Kurnatowskich Gałczyńskiej, a kwiat kasztanowca Marii z
Kisielnickich Kossakowej.
Aniela z
Kurnatowskich Gałczyńska urodziła sześć córek, a jedna z nich Zofia w wieku 21
lat poślubiła malarza Juliusza Kossaka. W swoim modlitewniku, który szczęśliwie
zachował się do naszych czasów, odnotowywała rodzinne śluby, urodziny, daty
śmierci, chrzciny. Aniela pisała również pamiętnik, którego odpis trafił do rąk
autorki Dziedzictwa, Zofii Kossak,
acz niewiadomo, co stało się z oryginałem. Zofia Juliuszowa Kossakowa z kolei
nie pisała pamiętników i nie zachowały się po niej listy. Dożyła
dziewięćdziesięciu lat, dbała o kwestie finansowe rodziny, wspomagała męża, a
po jego śmierci sprzedała Kossakówkę swojej synowej Marii z Kisielnickich,
żonie Wojciecha Kossaka. Mimo, że dom został przejęty przez rodzinę, to Zofia
odtąd mieszkała w dworach i majątkach należących lub administrowanych przez
zięciów i syna Tadeusza. Została pochowana we Lwowie, gdzie zmarła. Oprócz
braci bliźniaków: Wojciecha i Tadeusza, miała również córki. Zofia chciała
malować, ale zaprzepaściła swój talent, gdy wyszła za mąż za Kazimierza
Romańskiego. Rodzina uważała ją odtąd za wielbicielkę hodowli drobiu. Nie było
to szczęśliwe małżeństwo, raczej narzucone z góry i zawarte wbrew marzeniom. Romański
nie był ani oszczędny, ani nie prowadził dobrego trybu życia, a jego majątek
Hrusiatycze był licytowany. Dopiero po
wielu latach małżeństwa na świat przyszły dzieci: córki- Zofia i Maria oraz syn
Jaś, który zmarł bardzo wcześnie. Zofia Romańska przeniosła się do Lwowa i tam wspomagana
przez braci na nowo układała sobie życie. Druga córka Juliusza i Zofii z
Gałczyńskich to wrażliwa i delikatna Jadwiga, która wyszła za mąż za Zygmunta
Unruga, a ich córka Jadwiga została żoną ekscentrycznego Stanisława Ignacego
Witkiewicza. W książce mowa jest również o żonie Tadeusza Kossaka, wielbicielce
róż, Annie z Kisielnickich.
Każda z tych
kobiet miała inne plany, marzenia, priorytety. Mimo wszystkich losowych
zawiłości, tak do końca nie można zrozumieć ich postępowania i życiowych
wyborów. Trochę mi jednak żal, że siostrom Wojciecha i Tadeusza tak niezbyt szczęśliwie
potoczyło się w życiu. Małżeństwa, jakie zawarły nie należały do udanych. Zofia
nie miała na tyle odwagi, aby wybrać malarstwo i naukę. Jadwiga zdecydowała się
z kolei opuścić męża, za którego ponoć wyszła z miłości. W Warszawie prowadziła
pensjonat. Zupełnie nie mogę zrozumieć jej córki, także Jadwigi, która zdecydowała
się na związek z Witkacym i wyraziła zgodę na życie według jego zasad.
Kossakówny to
rzeczywiście kobiety nietuzinkowe, ale przede wszystkim przedstawicielki swoich
pokoleń. To one, które za życia stały w cieniu swoich mężów, są pierwszoplanowymi
bohaterkami. Mężczyźni – ich mężowie, w książce Joanny Jurgały – Jureczki stanowią
jedynie tło dla ich odpowiedniej prezentacji. Nie ma tu osobnych rozdziałów
poświęconych Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej, Magdalenie Samozwaniec i pisarce
Zofii Kossak. O tej ostatniej zresztą autorka popełniła wcześniej osobną
biografię (Zofia Kossak. Opowieść biograficzna, wyd. PWN, 2014). Nie ma tu, więc zbędnych powtórzeń, a
autorka mierzy się z próba ukazania kobiet Kossaków przede wszystkim na
podstawie niepublikowanych materiałów. Toteż czytając książkę czytelnik nie
znajdzie w niej współczesnego pośpiechu, a jedynie spokój, tło obyczajowe nieistniejącego
świata i kunsztowny, zadbany styl. Warto nadmienić, że do książki dodano
wkładkę z archiwalnymi fotografiami, tablicę genealogiczną, bibliografię i indeks osób.
Ostatnia z
Kossakówien, Anna Bugnon-Rosset (Anna Szatkowska),
córka pisarki Zofii Kossak, odeszła 27 lutego 2015 roku w Szwajcarii, gdy książka
Joanny Jurgały – Jureczki ukazywała się na rynku wydawniczym.
Joanna Jurgała - Jureczka, Kobiety Kossaków, Dom Wydawniczy PWN, wydanie 2015, okładka twarda, stron 336.
Wygląda pięknie i brzmi niezwykle ciekawie. Chcę ją mieć :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Przymierzam się i na pewno przeczytam, ale chwilowo skupiona jestem na finalizowaniu własnego projektu... Gdy tylko nieco się u mnie wyciszy sięgnę po 'Kobiety Kossaków". Autorkę znam już z poprzedniej publikacji o Zofii Kossak, co wróży udaną, ciekawą kolejną lekturę.
OdpowiedzUsuńOby finalizacja była udana :)
UsuńA ksiązkę polecam. Jest w kręgu również Twoich zainteresowań :)
Ja po lekturze Pożogi Zofii K-S z chęcią przeczytam najpierw jej biografię, ciekawa wcześniejszych i późniejszych losów pisarki
UsuńBiografię Zofii Kossak bardzo polecam :)
UsuńZapowiada się naprawdę świetnie :-)
OdpowiedzUsuńObydwie książki Pani Jureczek są w kręgu mojego zainteresowania.
OdpowiedzUsuńPiękna książka, zewnętrznie i z Twojego opisu wynika, że też wewnętrznie :). Będę ją miała w pamięci.
OdpowiedzUsuńJuż czytałam dobre opinie o tej publikacji i cieszę się, że i Tobie przypadła do gustu. Dobrze, że powstają wartościowe książki przybliżające takie ważne a przy tym barwne postaci. Wydaje mi się, że właśnie w biografiach, (jeśli starannie udokumentowanych i opartych na porządnej podstawie, dobrze napisanych) leży jakaś nadzieja dla literatury tzw. kobiecej.
OdpowiedzUsuńPamiętam, jak opisywałaś swoje wrażenia bodajże z Listów Witkacego (?) - w każdym razie myślę o Jadwidze z Unrugów. Dziwnie się składają ludzkie losy. Ja mam dla niej dużo zrozumienia i podziwu.
Pewnie chodzi Ci o książkę Dominiki Spietelun "Witkacowskie muzy. Kobiety w egzystencji i dziele artysty". Pisałam o niej tu: http://slowemmalowane.blogspot.com/2014/03/dominika-spietelun-witkacowskie-muzy.html
UsuńTak jak Adrianna, mam dla Jadwigi z Unrugów dużo zrozumienia i podziwu. Spośród opisanych przez J.J.-J. właśnie sylwetka tej Kossakówny by mnie najbardziej interesowała.
UsuńJa niestety ani nie mam dla niej zrozumienia, ani podziwu. Szarpać się tak przez lata całe i być na zawołanie... w imię czego? Nie nazwałabym tego miłością. Kobiety jednak wybierają "upodlenie"...
UsuńMyślę, że nie ma jednej definicji "miłości". Oczywiście, że dla Ciebie taki los jest nie do przyjęcia. Ale dla niej? To chyba jest najważniejsze w tym wszystkim. Była inteligentną kobietą i od początku była świadoma, z kim się wiąże. Myślę, że był to związek oparty na wzajemnej fascynacji. Czytając listy Witkacego takie odniosłam wrażenie. I potem, już długo po jego śmierci - przecież wspominała go dobrze i była dumna z faktu, że była jego żoną. Nie ma prostych definicji miłości czy małżeńskiego szczęścia i nie wszystkich da się mierzyć jedną miarą.
UsuńNigdy nie wybaczyła mu jednak, że nie zgodził się na dzieci i to, że zgodziła się na usunięcie ciąży.
UsuńDla mnie to była chora miłość. Jadwigi jest mi po prostu żal. Po śmierci matki była sama, miał ją utrzymywać wuj, chorowała więc bywała w Zakopanem i tam poznała Witkacego. dla niego ważne było, aby wejść do rodzin Kossaków i Unrugów. Po śmierci Witkacego przygarniały ją kuzynki, ale nie była rozumiana. Oryginalna - tak. Pomocna dla Witkacego - tak. Dbała o jego spuściznę - tak. z tym się zgadzam. Ale, z tą miłością... to już nie.
To prawda - Witkacemu straszliwie imponowało, że nazwisko Unrugów jest zapisane w Almanachu Gotajskim (adnotacja na wiek XII czy jakoś tak, nie pamiętam dokładnie) i chwalił się tym w listach znajomemu niemieckiemu uczonemu ;-)
UsuńI w tym żalu nad losem Jadwigi spotykają się nasze dwa punkty widzenia.
Jakby to małżeństwo nie było dla niej wystarczająco trudne, to bardzo duży wpływ na początkowe nieporozumienia miała też matka Witkacego. I jak na ironię spoczywają teraz bardzo blisko siebie na Pęksowym Brzyzku, Stanisław Witkiewicz-ojciec po drugiej stronie głównej alejki, nieco dalej, a Witacy... wiadomo, ma swój skandalizujący pusty nagrobek.
Znam tylko biografie Magdaleny Samozwaniec i Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej z czytanej jeszcze w liceum "Marii i Magdaleny", a ponieważ tło obyczajowe, historia rodziny i przede wszystkim portrety fascynujących kobiet kuszą mnie bardzo, już jakiś czas temu zaplanowałam tę lekturę. :-)
OdpowiedzUsuńPani Agnieszko, to warto nadrobić zaległości, choćby korzystając z dorobku Joanny Jurgaly - Jureczki :)
Usuńserdeczności
Jestem bardzo rozczarowana lektura tej książki.Bardzo chaotycznie i nieciekawie napisana.popłuczyny po .Marii i Magdalenie i Dziedzictwie
OdpowiedzUsuńNie mogę porównać, bo "Dziedzictwa" nie czytałam, a "Marię i Magdalenę" bardzo dawno temu.
UsuńDziękuję za opinię.