Strony

30 listopada 2013

Barbara O'Neal, Sposób na happy end.


Będąc w tarapatach, kłopotach, mając mniejsze lub większe problemy, zazwyczaj oczekujemy i mamy nadzieję, że wszystko skończy się dobrze, znajdziemy rozwiązanie, a my doznamy pełni radości i spokoju. Życie to nie bajka. Przez różowe okulary nie parzy również Barbara O’Neal, autorka powieści „Sposób na happy end”. Już tytuł sugeruje nam, że wszystko będzie miało pozytywne rozwiązanie, ale jak czytelnik się przekona, poprzez czterysta stron czeka nas do tego sedna długa druga.

Elsa jest trzydziestosiedmioletnią, młodą panią pastor w miasteczku Seattle. To, że jest pastorem, nie oznacza jednak, że w ciągu swojego życia nie odwracała się od Boga. Po raz pierwszy zbuntowała się, gdy została wyrzucona z kościoła przez księdza. Przez pewien czas nie potrafiła pogodzić się z tym, że jej narzeczony – Joaquin - wybrał nie ją a stan kapłański. Kolejny kryzys wiary miała przeżyć po tragedii związanej z zaginięciem nastolatki z jej Kościoła. Gdy wysyłano ją na przymusowy sześciomiesięczny urlop, za sprawą rodziny i Joaquina, wraca do rodzinnego miasta. Tu angażuje się w życie kościoła dawnego ukochanego, a przez wiele lat prawdziwego przyjaciela, poznaje przystojnego Deacona i w trudnych chwilach staje się podporą dla swojej starszej siostry Tamsin. Kobiety zamieszkują razem, wspierają się i na nowo zbliżają do siebie. Pragną przede wszystkim odwrócić od siebie złą passę i na powrót poczuć, co to takiego prawdziwe szczęście. Z kolei córka Tamsin, dwudziestoparoletnia Alexia, jest kobietą młodą, zdecydowaną, dążącą do celu, chcąca spełniać swoje marzenia (jak wyjazd do Hiszpanii), ale ją też czekają rozterki.

Barbara O’Neal ponownie skupia się na analizie więzów rodzinnych. Jak w poprzednich książkach bohaterom towarzyszą psy, a czytelnik ma możliwość poznać przepisy kulinarne. To dobra powieść obyczajowa z pewnością nadająca się na długie, zimowe wieczory. Troszkę ciepła i mimo wszystko optymizmu, płynącego z książki nikomu nie zaszkodzi, a czasem nawet pomoże.  



Barbara O'Neal, Sposób na happy end, Wydawnictwo Literackie, wydanie 2013, przekład Agnieszka Sobolewska, okładka miękka ze skrzydełkami, stron 436.

23 listopada 2013

Leo Steinberg, Seksualność Chrystusa. Zapomniany temat sztuki renesansowej.


Od kiedy usłyszałam o nowej książce, która ukazała się nakładem wydawnictwa Universitas, dotyczyła świata sztuki i nosiła dość oryginalny tytuł: Seksualność Chrystusa. Zapomniany temat sztuki renesansowej, bardzo chciałam ją przeczytać. Za przygotowanie książki odpowiada amerykański historyk sztuki Leo Steinberg (1920 -2011), który we wspomnianej pozycji podkreślił, że temat jest szeroki, do końca niezbadany, a uwagi, jakie sformował ma charakter domysłów, hipotez i reprezentują jego punkt widzenia. Złożyły się natomiast na nią dość sporych rozmiarów esej noszący ten sam tytuł, co książka, oraz podobnych rozmiarów rozdziały Ekskursy i Retrospekcja. Całość opatrzona została oczywiście bibliografią, bibliografią wykorzystanych polskich tłumaczeń (co z pewnością zadowoli polskiego czytelnika), spisem ilustracji, indeksem nazwisk, a dodatkowo we wszystkich tekstach znajdziemy przypisy. Jeżeli chodzi o budowę książki, dodać od razu tu należy, że w książce znajdziemy bogaty materiał ikonograficzny i choć to fotografie czarno – białe, to jednak bez nich nie można byłoby do końca zrozumieć tej książki. Oprawa graficzna z pewnością jest satysfakcjonująca.



Leo Steinberg w eseju postawił przed sobą trzy zadania. Po pierwsze, musimy bezwzględnie przyjąć za fakt to, co już od dawna wyparto ze świadomości: sztuka renesansowa, zarówno ta powstająca na północ od Alp, jak i ta powstająca na południe od nich, wytworzyła szereg obrazów dewocyjnych, na których genitalia Dzieciątka czy też zmarłego Chrystusa są tak wyraźnie podkreślone, że trzeba widzieć w tym motywie swego rodzaju ostentatio genitaliom porównywalne z kanonicznym ostentatio vulnerum, czyli eksponowaniem ran. /…/ Po drugie, zamierzam zaproponować tu prawdopodobne teologiczne wytłumaczenie obecnej w omawianych dziełach /…/ tendencji do ukazywania genitaliów. Trzecie zadanie /…/ ma charakter dydaktyczny[1] i koncentruje się wokół odpowiedniej analizie i prawidłowe rozszyfrowanie zastosowanych w renesansowej sztuce motywów, jak przykładowo gest ujmowania podbródka (mały Chrystus dotykający brody Matki Boskiej, dotykanie miejsc intymnych Dzieciątka, motyw małego Jezusa, który w zabawie odciąga swe ubranko, po to, by pokazać genitalia, znaczenie szarfy opasującej biodra, Chrystus dotykający swego  krocza). Niewątpliwie Leo Steinberg zajmuje się seksualnym składnikiem człowieczeństwa Chrystusa. Analizuje przedstawienia Chrystusa w okresie dziecięctwa jak i już dorosłego człowieka. 


Zwraca uwagę, że artyści renesansowi ukazując życie dorosłego Jezusa, nie nawiązywali zazwyczaj do jego płciowości. Ukazywanie nagości Chrystusa ściśle wiąże się z wizerunkami Chrystusa martwego bądź zmartwychwstałego, albo też ze scenami z Dzieciństwa. Autor zwraca uwagę, że artyści renesansowi przyjmowali do wiadomości, że skoro dorosły Jezus jako wzór i nauczyciel, panuje nad pożądliwością, nie ma potrzeby zajmować się jego częściami intymnymi. Z kolei ukazywanie nagiego małego Jezusa wiąże się z symboliką oraz z tym, że wielu ówczesnych artystów twierdziło, że płeć Wcielonego stanowi konieczny dowód, który należy okazać. Dokonując analizy dzieł sztuki renesansowej, Leo Steinberg niejednokrotnie odwołuje się do literatury patrystycznej (Ojców Kościoła), Złotej Legendy Jakuba z Voragine(koniec XIV wieku) i bada, w jakim stopniu artyści renesansowi znali teologiczne aspekty nauk chociażby świętego Bedy, Bonawentury czy Tomasza z Akwinu. 


Część druga książki, której tekst został opublikowany w dwóch szpaltach, to Ekskursy, na które złożyły się krótkie teksty zawierające dodatkowe wyjaśnienia tematu. Autor ponownie przedstawia przykłady dzieł z zakresu malarstwa i rzeźby, szeroko przytacza fragmenty literatury z zakresu teologii i sztuki, analizuje motywy gestów. Rozdział zamyka tekst autorstwa Johna W. O’Malleya, historyka zajmującego się epoką renesansu, w którym czytamy między innymi, że Steinberg zadał sobie wiele trudu, by pokazać teologiczne podstawy, dzięki którym jego interpretacja przedstawień nagiego Chrystusa wpisuje się w ogólną tradycję chrześcijańskiej teologii[2]


W rozdziale Retrospekcja zostały zamieszczone materiały zebrane przez Leo Steinberga w okresie od pierwszego wydania książki w roku 1983 do drugiego. Powstała ona na skutek potrzeby odwoływania się do zewnętrznych tekstów jako narzędzi niezbędnych do interpretacji[3]. Autor przedstawia w jaki sposób przyjęte zostało przez historyków sztuki pierwsze wydanie książki, jakie błędy popełnił wówczas i na co nie zwrócił uwagi. Zajmuje się wczesnochrześcijańską koncepcją natury człowieka, prezentuje stanowiska „nowoczesnych” interpretatorów dzieł sztuki, skupia się również na badaczach, którzy próbowali obalić argumentację z pierwszego wydania książki. Tekst ma więc głównie charakter polemiczny. 

Na pewno warto zwrócić uwagę na Seksualność Chrystusa. Zapomniany temat sztuki renesansowej Leo Steinberga (niektórzy domagali się usunięcia słowa „seksualność’ z tytułu), bliżej rozeznać się w temacie, krytyką pracy oraz jej obroną przez autora.


[1] L. Steinberg, Seksualność Chrystusa. Zapomniany temat sztuki renesansowej, Kraków 2013, s. 3.

[2] Tamże, s. 233.


[3] Tamże, s. 238.
 


Leo Steinberg, Seksualność Chrystusa. Zapomniany temat sztuki renesansowej, wydawnictwo Universitas, wydanie 2013,  przeklad Mateusz Salwa, opracowanie naukowe: Warek Walczak, okładka miękka ze skrzydełkami, stron 480.

21 listopada 2013

Eleanor H. Porter, Pollyanna dorasta.

Ponownie po latach miałam możliwość dosłownie zaczytać się w kolejnej książce autorstwa Eleanor Hodgeman Porter opowiadającej o perypetiach Pollyanny. Z tego, co pamiętam część druga, czyta przeze mnie po raz pierwszy lata świetlne temu, jeszcze bardziej mi się podobała. W czasach nastoletnich dzięki takim powieściom kształtowała się moja romantyczna dusza i odtąd bujam sobie swobodnie w obłokach i śmiem marzenia wprowadzać w życie. Oczywiście nie zawsze się to udaje, acz Pollyanna rzeczywiście staje się pewnego rodzaju lekarstwem nie tylko dla bohaterów powieści.

Jeżeli przypadła Wam do serca część pierwsza (parę słów i porównawczej wizualizacji TUTAJ), to i druga zapewne, o ile jeszcze nie czytaliście, na pewno Wam się spodoba. Myślę też, że jest to również wspaniały prezent dla dorastających dziewczynek. Zawsze to jakaś odmiana od wampirów, wilkołaków i wszystkiego, co teraz „modne”, acz nie jest z gruntu dobre. Powracając do książki Porter, jeszcze na początku drugiej części mamy do czynienia z trzynastoletnią Pollyanną. Za sprawą próśb Dolly Wetherby i zgody ciotki Polly, dziewczynka spędza kilka miesięcy w Bostonie u pani Ruth Carew, kobiety samotnej, zgorzkniałej, ciągle narzekającej, która przekroczyła trzydziestkę i która nie może zapomnieć o wydarzeniach sprzed kilkunastu lat. Obecność Pollyanny wydaje się być zbawienna i działać cuda. Niemniej dziewczynka bardziej poznaje zawiłości dorosłego życia. Potem przenosimy się o kilka lat w przyszłość, kiedy Pollyanna jest już młodą kobietą i zaczyna rozumieć cóż to takiego porywy serca. Miłosne rozterki dotyczą zresztą nie tylko jej. Zagadki krążą też wokół Sadie, Jimmy’ego, Jamiego, pani Carew i pana Pendletona.

Pollyanna dorasta to książka ciepła, optymistyczna, być może nieco staroświecka (ale jak wiecie, ja takie klimaty uwielbiam), w pewnych momentach zbyt naiwna, ale pełna uroku i niezaprzeczalnie dodająca energii. Poza tym sentymentalnie wzrusza, przynajmniej mnie. Nawet po upływie lat czytanie jej może niezmiernie cieszyć i bawić. Wspaniała lektura zbawienna dla przeciążonego obowiązkami umysłu. Promyk słońca dla duszy.




Eleanor H. Porter, Pollyanna dorasta, wydawnictwo Literacki Egmont, wydanie 2013, seria: Romantyczna, przekład: Tadeusz Evert, okładka miękka ze skrzydełkami, stron 328.

15 listopada 2013

Wiem, co mówię, czyli dialogi uzdrawiające. Spotkania z Józefem Henem.


Wiem, co mówię, czyli dialogi uzdrawiające to zbiór rozmów przeprowadzonych z Józefem Henem na przestrzeni lat począwszy od 1948 roku a skończywszy na roku 2013. Wyboru i opracowania tych zarejestrowanych spotkań dokonała Magdalena Hen. Wywiady ukazywały się sukcesywnie na łamach prasy i pojawiły się między innymi w takich gazetach jak „Żołnierz Polski”, „Literatura”, „Nowe Książki”, „Konfrontacje”, „Rzeczpospolita”, „Elle”, „Gazeta Wyborcza”, a nawet „Diabetyk” czy „Moda na zdrowie”. Rozbieżność tytułów periodyków szeroka, ale też i rozmowy obracają się wokół różnych tematów.


Józef Hen to polski pisarz, scenarzysta, publicysta, dramaturg i reportażysta, pochodzenia żydowskiego (choć podkreśla, że jest człowiekiem niewierzącym[1] i ma pretensję do Boga: dlaczego nigdy nie było powodzi podczas wojny? Gdyby zalało Oświęcim, te pociągi nigdy nie mogłyby dojechać[2]) urodzony w 1923 roku w Warszawie. Jego właściwe imię i nazwisko to Józef Henryk Cukier, bowiem pierwszy raz jako „Hen” (skrót od Henryk) podpisał się w Lublinie za czasów PKWN pod jakąś fraszką w „Stańczyku”[3]. W jego zasobie twórczych umiejętności znaleźć można zarówno opowiadania, sztuki teatralne, eseje, scenariusze filmowe,  jak i powieści historyczne. Bohaterami jego książek byli między innymi Czarniecki, Kościuszko, Piłsudski i Stanisław August Poniatowski. Za każdym razem pisarz stara się poszerzać swoją wiedzę na temat języka epoki, w której umieszcza akcję książki. Aby dobrze skonstruować Crimen (wydany po raz pierwszy w 1975 roku) czytał Paska, listy Sobieskiego, dwutomową antologię Poezja polskiego baroku i powieści Sienkiewicza[4]. W tworzeniu Królewskich snów Józef Hen wykorzystał kroniki Długosza i wczytywał się w prace dotyczące tamtej epoki[5]. Gdy jednak w Crimenie mamy zastosowaną archaizację języka, to jeśli chodzi o Królewskie sny, jak sam autor przyznaje dbał jedynie o to, aby któraś z dwórek nie wychyliła się z jakąś „migreną”, a doradca z „patologią stosunków społecznych”[6]. Jest też eseistą, autorem książek o Montaigne’u, Boyu, Ksawerym Pruszyńskim. Jak podkreśla w jednym z wywiadów eseistyka zawsze bardzo go interesowała i zawsze czuł się w niej swobodnie[7]. Pisał zarówno eseje literackie jak i felietony sportowe. Na swoim koncie ma również powieści, w których na plan pierwszy wysuwa się miłość, tak jak w Odejściu Afrodyty.
 
W pozycji odnajdziemy jednak rozmowy nie tylko poświęcone twórczości Józefa Hena. Co  i raz przewijają się tematy związane z polityką, z historią Polski i jej współczesnym etapem, antysemityzmem, kulturą, literaturą, religią, orientacją seksualną pisarzy, z rolą pisarza i pisaniem. Opowiada również o rodzinie, ukochanej żonie (z którą oficjalnie nigdy nie wziął ślubu[8]), dzieciach wnukach, rodzeństwie, tych bardzo szczęśliwych (polemizuje z profesorem Kołakowskim, który stał na stanowisku, że szczęścia nie ma) i tych mniej radosnych wydarzeniach w życiu. Zaznacza autobiograficzne wątki w swoich powieściach, tak jak w Nikt nie woła.

Józef Hen lubi swoich bohaterów powieści, a co więcej czyta swoje książki po upływie czasu. Po dwudziestu latach sięgnął po powieść Crimen i jak zaznacza pomyślał wówczas sobie: Boże, jaki ja byłem zdolny![9] Ustosunkowuje się również do realizacji seriali i filmów na podstawie jego scenariuszy i książek. Nie ze wszystkiego jest zadowolony (choćby z ekranizacji Crimena przez Laco Adamika) i podkreśla, że woli kino amerykańskie, bo współcześni bohaterowie polscy reprezentują straszne chamstwo[10]. W zbiorze można znaleźć również celne uwagi Józefa Hena na temat współczesnych pisarzy, pisania i wydawanych książek. Język troszeczkę spsiał[11]- wypowiada się oceniając współczesne pokolenie twórców. 

Wiem, co mówię, czyli dialogi uzdrawiające to książka niezwykle ciekawa, dzięki której  Józef Hen daje się poznać jako doskonały erudyta, człowiek twardo stąpający po ziemi i trzymający się rzeczywistości, obeznany z historią, polityką i kulturą. Wydaje się, że najlepiej Józef Hen czuje się jednak, wówczas, gdy opowiada o własnych książkach i ich tle historycznym. Warto na koniec zaznaczyć, że w książce odnaleźć można liczne zdjęcia oraz dodatkowo szeroko opracowane kalendarium życia i twórczości Józefa Hena.



[1] Wiem, co mówię, czyli dialogi uzdrawiające. Spotkania z Jozefem Henem, wybór i opracowanie Magdalena Hen, Warszawa 2013, s. 219.
[2] Tamże, s. 235.
[3] Tamże, s. 204.
[4] Tamże, s. 61.
[5] Tamże, s. 80.
[6] Tamże, s. 83.
[7] Tamże, s. 57.
[8] Tamże, s.212.
[9] Tamże, s. 226.
[10] Tamże, s. 229.
[11] Tamże, s. 178.
 

Wiem, co mówię, czyli dialogi uzdrawiające. Spotkania z Józefem Henem, wydawnictwo Iskry, wydanie 2013, wybór i opracowanie Magdalena Hen, oprawa twarda z obwolutą, stron 344.