Strony

16 czerwca 2013

Jonathan Swift, Podróże Guliwera.



Nakładem krakowskiego wydawnictwa Skrzat, ukazała się w nowym wydaniu powieść irlandzkiego pisarza Jonathana Swifta zatytułowana Podróże Guliwera. To książka natury podróżniczej, która jest zaliczana do klasyki angielskiej. Po raz pierwszy została wydana w roku 1726. Swoją drogą, minęło tyle lat, ba nawet parę wieków, a treść książki nie traci zupełnie na wartości i znaczeniu.  Autor połączył, bowiem ironię, humor, satyrę i parodię w ukazaniu cech natury ludzkiej.


Narratorem jest młody angielski lekarz Lemuel Gulliver, który na początku opisuje swoje życie i wydarzenia, które poprzedziły powziętą podróż. Właściwa powieść złożona jest z czterech części: podróży do krainy Liliputów, wyprawy do Brobdingnag, krain Laputa, Balnibarbi, Glubbdubdrib, Luggnagg i do Japonii oraz  kraju Houyhnhnmów. Użyłam określenia „właściwa”, bowiem książka skierowana do dzieci i młodzieży została zawężona i uwzględnia tylko dwie pierwsze ze wskazanych podróży: do krainy liliputów i krainy olbrzymów. Oryginalna powieść dla dzieci po prostu się nie nadaje, jest bowiem satyrą na społeczeństwo. 


Początek podróży przypadł na dzień 4 maja 1699 roku, kiedy to Guliwer wypłynął w rejs na statku „Antylopa” jako lekarz okrętowy. Niestety cel nie został osiągnięty, bowiem okręt zabłądził. W dodatku podczas burzy statek zostaje zniszczony, a sam Gulliver został wyrzucony na brzeg nieznanego kraju jako rozbitek. Wkrótce okazało się, że to kraina liliputów, ludzi liczących niespełna 15 centymetrów wzrostu. Po odbyciu pierwszej podróży, Guliwer odbywa również inne (przypominam, że w wydanej książce tylko dwie). Za każdym razem obserwuje obyczaje i ludzi mieszkańców krain, do których zawitał. Zarówno mieszkańcy jak i przygody głównego bohatera mają wymiar fantastyczny.


Podróże Guliwera były niejednokrotnie przenoszone na deski teatru, wielki i mały ekran. Do dziś cieszą się niesłabnącym powodzeniem ze względu na ich wymiar etyczny. Nowe wydanie zaproponowane przez wydawnictwo Skrzat znamionuje te same tłumaczenie, co w starym egzemplarzu, jaki posiadam wydanym przez Naszą Księgarnię w roku 1986, acz za ilustracje odpowiada inny już autor. Podobało mi się, że wydawnictwo zaufało klasycznemu tłumaczeniu książki przez Cecylię Niewiadomską (1855-1925), która nota bene nie tylko tłumaczyła, ale również pisała książki. To stary styl literacki, w którym nie ma miejsca na wulgaryzmy i słowa nieprzeznaczone dla uszu dzieci. Egzemplarz Naszej Księgarni ilustrował Szancer, natomiast w nowej edycji za ilustracje odpowiedzialny był Suren Vardanian, który zachwyca. Grafika jest bowiem klasyczna, choć kreska wydaje się miększa od tej w wykonaniu Szancera. Niemniej warto również zwrócić uwagę na to, że książka została dostosowana do dzieci: duża czcionka, spore odstępy między wierszami, twarda oprawa i dobrej jakości grubszy papier. To ciekawa i wartościowa lektura, która może spodobać się dziecku. Poza tym nowe wydanie z pewnością zasługuje na uwagę.
 

To jeszcze o wydaniu z 1986 i małe porównanie.

ilustracje Szancera, wydanie NK 1986

porównanie tekstu i rozmiaru czcionki




Jonathan Swift, Podróże Guliwera, Wydawnictwo Skrzat, wydanie 2013, seria: Klasyka z feniksem, tłumaczenie Cecylia Niewiadomska, ilustracje: Suren Vardanian, oprawa twarda, stron 280.

22 komentarze:

  1. Starsze wydanie wydaje mi się bardziej... magiczne. Tekst ma w sobie jakąś siłę, wciąga bardziej niż nowsza wersja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy ja wiem, tekst jest ten sam, tylko współcześnie redakcyjnie bardziej dopracowany i stylistycznie poprawiony. Dzieci nie lubią długich zdań.

      Usuń
  2. Jeszcze bardziej magiczne jest wydanie Iskier z 1953 r. z klasycznymi ilustracjami Grandville'a i mam wrażenie, że Szancer pod jego wpływem wybierał motywy, którymi się zajął.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie widziałam wydania Iskier z 1953 roku niestety, acz w internecie widziałam okładkę. Doczytałam się właśnie, że to "tłumaczenie bezimienne z roku 1784, uzupełnienia Jan Kott".

      Polskiego przekładu utworu dokonał m.in. Maciej Słomczyński.
      Znalazłam też, że różne też były tytuły, pod jakimi przekłady się ukazywały:

      Podróże Guliwera - tł. Witold Zechenter i Jan Kott
      Podróże Guliwera w różne kraje dalekie - tł. Jan Kott
      Podróże Guliwera w układzie dla młodzieży - tł. Cecylia Niewiadomska
      Podróże do wielu odległych narodów świata - tł. Maciej Słomczyński


      Było jeszcze wydanie z 1949 roku- Książka i Wiedza oraz wcześniejsze z 1947 roku.

      Usuń
    2. To żółta miękka okładka z wielką kobietą (damą) i małym Guliwerem, wydanie KiW z 1949 r. i późniejsze z 1952 r. miały właśnie ilustracje Grandville'a. W stosunku co szancerowskich, bajkowych są znacznie bardziej na serio, jeśli masz okazję to warto poszukać takiego wydania.

      Usuń
    3. Spróbuje odnaleźć:)dzięki

      Usuń
  3. Szancer tak ładnie rysował kobiece buzie. Śliczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, ja też przypominając sobie stare wydanie, byłam tymi rysunkami zauroczona:) Kobiety to wersja taka "panienki z okienka".

      Usuń
  4. Dziękuję za przypomnienie tej sympatycznej lektury z lat dziecięcych. Może uda mi się nią zainteresować siostrzeńców. Pamiętam jak czytałam z wypiekami na twarzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo:) Mnie się wówczas bardziej podobała kraina liliputów, bałam się olbrzymów.

      Usuń
  5. W dzieciństwie nigdy do mnie ta historia nie przemawiała, nie lubiłam jej - a może właśnie się bałam? W każdym razie nie korci mnie, żeby poznać również jej głębszy wymiar. Do społecznych satyr skutecznie zniechęca mnie narzucające się (być może niesłusznie) porównanie z prozą Dickensa, która dla mnie jest nie do strawienia :/
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w odróżnieniu do Ciebie Dickensa bardzo lubię:)

      Usuń
  6. Ostatnio przypominasz mi nieśmiertelne lektury mojego dzieciństwa. Choć nie jestem pewna, czy kiedykolwiek miałam książkę na własność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że możemy w ten sposób dzielić się lekturami.

      Usuń
  7. Czytałam w dzieciństwie, a właściwie to babcia mi czytała. Bardzo mi się podobała i do dziś ją pamiętam, zapraszam http://qltura.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja mam jakieś wydanie bez ilustracji i w ogóle nieszczególne wspomnienia związane z Guliwerem, chyba mi się zbytnio nie podobało - ale trzymam cierpliwie na półce w celu przypomnienia sobie kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to dla dzieci nie jest od razu porywające, a też nie szalałam:)

      Usuń
  9. Czytałem Podróże Guliwera w dzieciństwie. Cieszę się że odwiedziłem tego bloga. Przynajmniej dowiedziałem się że było kilka różnych tłumaczeń i tytułów.
    Ciekawe by było przeczytanie 2 tłumaczeń i wersji angielskiej.
    Chociaż wiem że wersja angielska jest najlepsza, no bo napisana przezsamego autora. Tłumaczenie to już nie to.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze oryginał językowy będzie lepszy:)
      Dziękuję za odwiedziny i życzliwy wpis.

      Usuń
  10. Warto wracać do klasyki, też od czasu do czasu sięgam do czegoś dawno już czytanego. Mam wtedy wrażenie, że cofnęłam się w czasie, bo przypominam sobie wszystko, co mnie wtedy otaczało... Czasami nawet zapachy - to dziwne, ale tęskni się chyba zwyczajnie... ;)
    Córce kupiłam wtedy "Odmieńca" - dobrze, że wypatrzyłam u Ciebie tę książkę. Już ją przeczytała i dopytuje o następne części.Czyli się podobała. :)
    Dziękuję za podpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że córce "Odmieniec" się podobał. Czasami boję się polecać, bo a nuż:)Ania z bloga Zielono w głowie, napisała, że drugi tom jest już napisany, a w Polsce ma być wydany na początku przyszłego roku.

      Usuń

Dziękuję bardzo za konstruktywne słowo pisane pozostawione na tym blogu. Nie zawsze mogę od razu odpowiedzieć, za co przepraszam.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Prowadząca bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.