Strony

9 kwietnia 2012

Tadeusz Boy-Żeleński, Słówka.

Po książce W oparach absurdu nabrałam od razu ochotę na kolejną pozycję napisaną w podobnym tonie. Mowa tu o Słówkach autorstwa Tadeusza Boya Żeleńskiego, które doczekały się ponownego wydania nakładem wydawnictwa Iskry.  Słówka ukazały się w 1913 roku we Lwowie i stanowiły zbiór utworów Żeleńskiego przeznaczonych dla Zielonego Balonika. Jest to wydanie, które pierwotnie ukazało się w roku 1931 zawierającą przedmowę Autora i przypisy. W dodatku styl pełen potocznego słownictwa i ówczesnych wulgaryzmów oraz oryginalna pisownia zostały zachowane. Po za tym oprawa graficzna również nawiązuje do dwudziestolecia międzywojennego poprzez zaczerpnięte powstałe w tamtym czasie obrazy i karykatury autorstwa czołowych polskich artystów tego okresu między innymi Wojciecha Kossaka, Kazimierza Sichulskiego, Stanisława Ignacego Witkiewicza, Stanisław Wyspiańskiego oraz fotografie, okładki, zaproszenia, a przy piosenkach podane jest zapis nutowy.

Satyra i drwina Boya jak bawiła wówczas tak rozśmiesza dziś. Znajdują się tu utwory, w których dominuje cięty język, rubaszność i drwina, prześmiewcze aluzje literackie, obyczajowe i polityczne. Tematy Boy do swoich utworów znajdował zarówno w życiu codziennym jak i w literaturze. Utwory dotyczą obyczajowości i nieprzyzwoitej, pikantnej miłości cielesnej często mającej elementy łączące z pornografią. Faktem jest, że obrazują one ówczesne życie. Sam Autor w przedmowie pisze w 1930 roku, że Słówka dokumentem chwili, miejsca i okoliczności, które je wydały i od których nie da się ich oderwać. Drwiny zapisane w wierszykach, pieśniach, listach, scenkach dramatycznych, kupletach, skecze, nie tracą na czasie i jakości. Powstawały dla kabaretu Zielony Balonik. Boy stworzył pikantne dalsze losy rodziny Połanieckich, wypowiedział się na temat ubóstwa języka erotycznego, nieprzyjęcia witraży Wyspiańskiego do katedry, kanonizację królowej Jadwigi.

Słówka na pewno wówczas, choć bawiły to niektórych gorszyły, mimo, że ośmieszały pruderyjność mieszczańską. Słówka przetrwały próbę czasu i jako klasyka znalazły swoje miejsce w kanonie literatury pięknej. Czytane po latach stają się finezyjnym obrazem Krakowa z początku XX wieku. Warto!


Tadeusz Boy-Żeleński, Słówka, wydawnictwo Iskry, wydanie 2012, Wyd. I (2004 r.), WZNOWIENIE, oprawa twarda z obwolutą, stron 324.

17 komentarzy:

  1. Na pewno pozycja warta uwagi. Takie teksty najlepiej oddają klimat epoki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam jej na półce. Nie mam pojęcia, jak wytłumaczyć takie przeoczenie?! Co ciekawe, czytałam tylko fragmenty i to bardzo dawno temu, chyba w licealnych czasach. A to prawdziwy rarytas przecież! I jeszcze historia z Wyspiańskim... Koniecznie muszę ją kupić - taki portret Krakowa to dla mnie książka po prostu niezbędna.
    Boya cenię ogromnie za jego osiągnięcia translatorskie. Moim zdaniem nikt nie zrobił więcej od niego dla popularyzacji i przybliżenia literatury francuskiej u nas. Nie mam pojęcia, jak on tego dokonał - jeśli wziąć pod uwagę ilość tych tłumaczeń i wspaniały poziom (niezależnie od tego, co mówią malkontenci). Niesamowity rozmach. A przecież jeszcze: praca zawodowa, pisanie własnych książek i (last but not least) życie towarzyskie :)

    Pięknie dziękuję za recenzję!

    OdpowiedzUsuń
  3. Pozycja jak najbardziej godna polecenia. Po raz pierwszy czytałam rownież w liceum na własną rękę oczywiście.Książka nieco podniszczona była z biblioteki.
    Boy dokonał świetnych przekładów:)Balzac w jego wykonaniu to majstersztyk.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Uratowałam z piwnicznej izby sąsiada wydanie z 1954 roku. Jak ja kocham takie starocie! I "wielkich duchów małe plotki". Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pamiętam przeczytałem w liceum. Niestety praktycznie nic w głowie nie zostało:( A Boya cenię bardzo:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To należy sobie przypomnieć jak najbardziej:)

      Usuń
    2. I kolejna książka dodana do listy "Koniecznie znów przeczytać":) Życia nie starczy!

      Usuń
    3. Ale to się bardzo szybko czyta:)

      Usuń
  6. Dla mnie bardzo ważny jest Boy, jeden z najważniejszych-za lekkość myśli, za libertynizm słowa, za antyklerykalizm, za myślenie nowoczesne, którego nam do dziś brakuje. Regularnie czytam jego eseje takie jak Piekło kobiet czy Dziewice konsystorskie. A Słówek nie mam i muszę więc koniecznie dokupić. A więc pozdrawiam i dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja z kolei nie czytałam jego esejów. Dziękuję za podanie tytułów:)Serdeczności

      Usuń
  7. Bardzo lubię Boya, bardzo.
    Zaczęło się jeszcze w gimnazjum, kiedy wpadło mi w ręce "Znasz - li ten kraj?". Od tego czasu zafascynowana jestem przybyszewszczyzną, światkiem krakowskiej bohemy artystycznej i dekadentyzmem początku wieku.
    Poza tym, Boy świetnie wpisuje się w moje zainteresowanie międzywojniem.
    "Słówka" swego czasu znałam niemal na pamięć. Dzisiaj wolę boyowską publicystykę, a chociaż nie wszystkie jego tłumaczenia przypadły mi do gustu, to przez długi czas miałam nad biurkiem jego zdjęcie, które przedstawia go stojącego obok wielkiego stosu przetłumaczonych książek.

    OdpowiedzUsuń
  8. Och, ja rownież miałam ten etap zainteresowań w swoim życiu. U mnie dochodzi jeszcze secesja w sztuce. Okres międzywojenny szczególnie życie codzienne w sferze zainteresowań pozostał do dziś.Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  9. Ech, secesję też lubię, też bardzo. I Wyspiańskiego, który jest jedną z moich największych literackich miłości.
    Polecam serial "Z biegiem lat, z biegiem dni", którym ostatnio jaram się do tego stopnia, że poświęcę mu swój licencjat.
    Serial jak najbardziej z kręgu zainteresowań.

    Również pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tytuł:) Nawet sobie już o nim poczytałam. Nie wiem dlaczego telewizja nie powtarza właśnie takich seriali. Choć w obecnym stanie i tak pewnie bym nie obejrzała, ze względu na czas, chyba, że jednym okiem w dzień:)
      Serdeczności

      Usuń
  10. Mila, widziałam wiele, wiele lat temu przedstawienie "Z biegiem lat, z biegiem dni" na warszawskich spotkaniach teatralnych. Stało sie wtedy po bilety całą noc! I spektakl trwał, o ile pamiętam chyba z sześć godzin, co było na owe czasy fenomenem, to był Teatr Stary z Krakowa, który przyjechał do Warszawy...A co to za serial można dziś obejrzeć, za którym tak szelejesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na taki spektakl warto było stać w kolejce. A mila chyba pisze licencjat z tego serialu pod tym samym tytułem, nie wiem czy dobrze zrozumiałam.

      Usuń

Dziękuję bardzo za konstruktywne słowo pisane pozostawione na tym blogu. Nie zawsze mogę od razu odpowiedzieć, za co przepraszam.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Prowadząca bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.