Wyjeżdżałam z Warszawy i
powracałam do niej kilkakrotnie, w zależności od sesji sejmowych. Zjechałam tam
po raz ostatni w okresie, kiedy ogłoszona być miała nowa konstytucja. Wszyscy
posłowie otrzymali wówczas polecenie powrotu, tak by sejm mógł zebrać się w
pełnym składzie. Wielu z nich, a w tej liczbie i my, nie zdążyło na czas, gdyż
dniem oznaczonym był 5 maja. Ponieważ jednak król, którego wtajemniczono,
wygadał się nieopatrznie, przyspieszono ogłoszenie o dwa dni. Dowiedzieliśmy
się o tym w drodze. Posłów zagranicznych trzymano w nieświadomości, aby ubiec
ich protesty. Trzeba było raczej zebrać siły, by móc nie zważać na nich, a
potem dopiero brać się do reform. Nie mogłam wiec być obecna przy składaniu
przysięgi przez obie izby i przez króla, który zawołał „Juravi Deo…
Przysięgałem Bogu i słowa nie cofnę …”. Sejm udał się do kościoła św. Jana; po
ślubowaniu odśpiewano „Te Deum”[1]. Obecni tam posłowie byli
z siebie dumni. Miasto szalało z radości i entuzjazmu. Nie byłam tego
świadkiem, ale przybyłam na czas, by móc ocenić następstwa tego stanowczego
kroku, podjętego po trzech latach rozważań.
To, czego najmniej zabrakło, to uroczystości religijnych i innych. Sejm zebrał się ponownie w kościele św. Krzyża, skąd wyruszył pochodem, z królem na czele, aby dla upamiętnienia tego wielkiego dnia poświęcić opatrzności boskiej nowej świątynię za rogatkami Warszawy.[2] Król położył kamień węgielny. Gwałtowny huragan, który zerwał się niespodziewanie, zmącił uroczystość, a osoby przesądne widziały w tym niepomyślną wróżbę.
Obserwowałam tłum, który często ma wzrok bystrzejszy od tych, którzy się płynnie wysławiają - wydawał się zadowolony.
Zapomnieliśmy o odwiecznej prawdzie, że ręka boska wspiera przede wszystkim tych, którzy walczyć umieją. Taki jest nakaz rozumu, któremu i wiara nie przeczy. Prusy zmówiły się z Rosją o dalszy rozbiór Polski. Miasta Gdańsk i Toruń, których się od nas bezskutecznie domagały, miały być nim objęte. Austrii nie dopuszczono do tego ponownego rabunku, bo wojny, które prowadziła z Francją i Turcją, zrujnowały jej finanse; nie była więc niebezpieczna i mogła bez ryzyka być pominięta. Cesarzowa Katarzyna zawarła pokój z sąsiadem i drobna nawet część jej siły zbrojnej zgnieść nas mogła. Przygotowała zemstę bez pośpiechu i przez rok jeszcze i część roku następnego pozwoliła nam oddawać się gadulstwu. Ludzie najtrzeźwiejsi przewidywali ohydę grożącego rozwiązania, nie śmieli jednak mówić o tym głośno, bo im bliższe stawało się niebezpieczeństwo, tym głośniej piorunowali na sali sejmowej; chwila, kiedy działać było trzeba, minęła bezpowrotnie - popełnialiśmy wciąż błędy niewybaczalne.
Wirydianna Fiszerowa, Dzieje moje własne i osób postronnych. Wiązanka spraw poważnych, ciekawych i błahych, Świat Książki 1998, z francuskiego przełożył Edward Raczyński, okładka twarda, tekst cyt.: 173-174.
[1] Te Deum Laudamus (łac.) –
Ciebie, Boga, chwalimy. W kościele katolickim hymn dziękczynny śpiewany podczas
uroczystych nabożeństw.
[2] Świątynia Opatrzności
Boskiej miał być votum za uchwalenie Konstytucji 3 maja. Miała stanąć w
północno-zachodniej części Łazienek. Kamień węgielny wmurowano w maju 1792 roku,
prace budowlane przerwała wojna polsko-rosyjska. Budowla była miejscem
manifestacji patriotycznych podczas zaborów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję bardzo za konstruktywne słowo pisane pozostawione na tym blogu. Nie zawsze mogę od razu odpowiedzieć, za co przepraszam.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Prowadząca bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.