Strony

21 grudnia 2021

Nicholas Evans, Zaklinacz koni.

 


     Zaklinacz koni to powieść po raz pierwszy wydana w 1995 r., a ja czytałam ją po raz pierwszy. Owszem oglądałam ekranizację z Robertem Redfordem, która mi się podobała. Do tej pory jednak nie znałam fabuły powieści. Zaskoczył mnie kilkustronicowy mocny początek, w której autor potrafił dobrze zbudować napięcie. 

     W posiadłości położonej w północnej części Stanu Nowy Jork, każdy weekend spędza rodzina Macleanów. Co weekend, nastoletnia Grace spotyka się ze swoją przyjaciółką Judith. Obydwie kochają konie i wybierają się na przejażdżki. Nie inaczej było tego feralnego, śnieżnego poranka. Grace dosiadła swojego Pielgrzyma, a Judith - Guliwera. Podczas przejażdżki, gdy jadą po oblodzonym zboczu, Guliwer uderza w Pielgrzyma. Konie spadają wzdłuż zbocza w stronę drogi. Tymczasem za zakrętu wyłania się osiemnastokołowiec z załadunkiem… 


    Tragiczny wypadek jest początkiem opowieści. Grace czeka długa operacja i potem rehabilitacja. Matka dziewczyny, nie zgadza się na uśmiercenie Pielgrzyma. Co więcej, zaczyna szukać kogoś, kto podejmie się naprawieniem relacji Grace i Pielgrzyma. Tak odnajduje Toma Bookera, który decyduje się rozpocząć współpracę z Grace i jej koniem. Zmieniają się też relacje między Tomem i Annie, choć ta ostatnia nadal jest żoną taty Grace.

 


      Annie poznała Roberta, gdy miała osiemnaście lat. Nastawiona na karierę, w wychowaniu Grace, wyręczała się niańką. Autor powieści podkreśla kontrast między bezwzględnym, przepełnionym stresem środowiskiem korporacyjnym, w jakim do tej pory tkwiła Annie, a prostszym, niemal wyidealizowanym spełnieniem, jakie można znaleźć na farmie. Annie jest redaktorem magazynu nowojorskiego i życie miała podporządkowane pracy. Jest też egocentryczką. Jej mąż, Robert, jest prawnikiem, a kochając żonę wydaje się uległy wobec jej poczynań.  Kobieta w ogóle nie doceniała męża i tego, co posiadała. Dość szybko dostrzegła to jednak w umięśnionym, przystojnym kowboju, Tomie, który zafascynował ją swoim podejściem do życia i wyznawaną filozofią. W ogóle nie polubiłam Annie, za to podziwiam Roberta.

      Nicholas Evans snuje przejmującą epicką historię miłosną, która rozkwita i umiera pośród smutku i bólu. Tyle tylko, że cudzołóstwo nie jest romantyczne.

 

 

Nicholas Evans, Zaklinacz koni, wydawnictwo Zysk i S-ka, wydanie 2021, tytuł oryginalny: Horse Whisperer, tłumaczenie: Jerzy Łoziński, oprawa twarda, stron 526.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję bardzo za konstruktywne słowo pisane pozostawione na tym blogu. Nie zawsze mogę od razu odpowiedzieć, za co przepraszam.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Prowadząca bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.