Z rodziną wychodzi się tylko dobrze na zdjęciach. Świadomy chyba z nas jest tego każdy, choć czasami, gdy obserwujemy ludzi z zewnątrz mamy wrażenie, że więzi pomiędzy nimi są idealne. Nic bardziej mylnego. Każda rodzina boryka się z mniejszymi lub większymi problemami, dochodzi do kłótni, waśni, zdrad, zatajania pewnych spraw, jest czarna owca i osoba, której się nie docenia. Śmieszna gra pozorów, ale dla ludzi wszyscy mają się dobrze. Doskonała rodzina nie istnieje.
Tak jest również w przypadku rodziny Crightonów. W niej to Ben, ponad siedemdziesięcioletni dziadek, ma najwięcej do powiedzenia. Właściwie wszystkie decyzje zależą od niego. Kontrola przede wszystkim. Dotyczą one domu, finansów, ba, nawet wiązania się z innymi i roli kobiety w rodzinie. Jest apodyktyczny i nie znosi sprzeciwu. Najgorsze jest jednak to, że mimo spłodzenia dwóch synów- bliźniaków, od początku nie traktował ich tak samo. To zawsze Dawid miał pierwszeństwo przed Jonem w sercu Bena. To Jonathan musiał ustępować i brać pod uwagę dobro Dawida. Nigdy się nie sprzeciwiał ani ojcu, ani bratu. Poślubił Jenny, dziewczynę Dawida, gdy ta potrzebowała pomocy i bez szemrania zgodził się, na to, gdy Dawid, który powrócił do rodzinnego miasta z młodziutką żoną Tiggy, grał pierwsze skrzypce w prowadzonej kancelarii prawnej. To nic, że przez lata całą pracę wykonywał właściwie Jon, a Dawid spijał jedynie śmietankę i nie był typem poczciwca. Należy akceptować sprawy zgodnie z oczekiwaniami seniora rodu.
Tajemnice, problemy, zadawnione
waśnie zaczęły wychodzić na światło dzienne, gdy bliźniaki mają już na karku pięćdziesiątkę
i dzieci. Właśnie organizowane jest wielkie przyjęcie na ich część i ma przyjechać
do posiadłości Bena cała rodzina. Pobyt jednak nie wpływa kojąco ani na związek
Oliwii i jej chłopaka Caspara, ani na pustą lalkę Tiggy, ani na Dawida, ani na cioteczną
babkę Ruth, ani na sprytnego cynika Maksa, ani nawet na cichą i obowiązkową Jenny.
Prywatne sekrety wychodzą powoli na jaw i staja się trudne do zaakceptowania
przez innych.
Książka Penny Jordan niesie w
sobie swoiste oczyszczenie. Nie jest tak, że każda sprawa zostaje w niej rozwiązana
do końca i to w dodatku pozytywny sposób. Czytelnik musi sobie dopowiedzieć
pewne wydarzenia i sam wyciągnąć wnioski z postępowania bohaterów. Nie
nazwałabym tej książki lekką, bowiem jak sami chyba rozumiecie, dla każdego z nas
problemy rodzinne nie należą do takowych. Mimo wszystko należy się z nimi
zmierzyć, a przynajmniej zawsze próbować.
Penny Jordan, Wszyscy mają się dobrze, wydawnictwo Harlequin, wydanie 2014, tłumaczenie: Klaryssa Słowiczanka, okładka miękka, stron 320.
Zaciekawiłaś mnie
OdpowiedzUsuńWielkie spotkanie rodzinne, na którym robi się "kocioł".
OdpowiedzUsuńIntrygująco się zapowiada.