Strony

9 kwietnia 2009

Zbigniew Herbert, "Mistrz z Delft" i inne utwory odnalezione.



Wydawnictwo Fundacja Zeszytów Literackich
wydanie 2008 r.



Herberta czytałam w szkole średniej, czyli ładnych parę lat temu. Były to jedynie wiersze. Pamiętam „Pana Cogito”, który analizowany był we wszystkie dostępne strony na lekcji języka polskiego. Dlatego też tak długo zajął mi powrót do Herberta. Zawdzięczam to zresztą ADZE, za co dziękuję. „Mistrz z Delft” to zbiór inedit, które były odnalezione w archiwum Herberta i opublikowane za łamach kwartalnika „Zeszyty Literackie”. Prezentowane teksty zostały skonfrontowane z rękopisami i maszynopisami Herberta, które od 2006 roku znajdują się w Zbiorach Rękopisów Biblioteki Narodowej w Warszawie. Są to utwory z lat 1952-1998.

Jest to plon olbrzymich wysiłków, ciągłego samokształcenia, podróży, lektur,
doświadczeń życiowych, zarówno natury osobistej, jak i społecznej, politycznej,
historycznej. Dzieło w toku, szczegółowo planowane, u którego początków stała
wielka wizja, a które następnie rozkładane były na etapy - lata pracy
[1].

W książce zamieszczono szkice, wiersze, małą prozę, autokomentarze, audycję radiową, wspomnienia. Na końcu książki znajdują się objaśnienia obcych zwrotów i komentarze wydawcy. Herbert dużo podróżował.

Bardzo wcześnie, bo prawie na początku mojej pracy pisarskiej, doszedłem do
przekonania, że muszę zdobyć jakiś przedmiot poza literaturą. Pisanie jako
ćwiczenie stylistyczne wydawało mi się jałowe. Poezja jako sztuka słowa
doprowadzała mnie do ziewania. Zrozumiałem także, że nie mogę długo żywić się
wierszami innych. Musiałem wyjść poza siebie i poza literaturę, rozglądnąć się
po świecie, by zdobyć inne sfery rzeczywistości
[2].

Osobiście zainteresowana byłam szkicami na temat holenderskich malarzy w części „Mali Mistrzowie”. Herbert barwnie pisze o takich malarzach jak: De stomme van Kamen (1585-1634), Willem Duyster (1599-1635), Vermeer (poświecił mu wiele lat studiów)czy architekcie Pieter Saenredam (1597-1665).

Herberta czyta się z przyjemnością. Na pewno nie jest to ostatni zbór jego dzieł po jakie sięgnęłam.

[1] Z. Herbert, Mistrz z Delf i inne utwory odnalezione, opracowała B.Toruńczuk, Zeszyty Literackie, Warszawa 2008, s.206.
[2] Tamże, s. 141.

3 komentarze:

  1. Ogromnie miła niespodzianka :) Bardzo się cieszę, że mogłam zachęcić Cię do przeczytania tej książki. Herbert to dla mnie pisarz bardzo ważny, wręcz nieporównywalny z innymi. Czytanie go to z jednej strony coś bardzo prywatnego - z drugiej zaś bardzo mnie cieszy, gdy ktoś po jego książki sięga. Był zresztą wielkim miłośnikiem malarstwa i pisał o nim z wielką przenikliwością, dlatego sądzę, że na pewno nie raz jeszcze pojawiać się będzie w lekturach autorki "Słowem malowane" :)
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Herberta też pamiętam z lekcji polskiego, ale wspominam to akurat miło. I do dzisiaj bardzo go sobie cenię. Może spodoba Ci się też jego "Martwa natura z wędzidłem"?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ado, cieszę się, że na nowo pomogłaś mi Herberta odkryć:)Jego pisanie BARDZO mi się podoba:)

    Lilithin właśnie "Martwą naturę z wędzidłem" czytam:)

    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję bardzo za konstruktywne słowo pisane pozostawione na tym blogu. Nie zawsze mogę od razu odpowiedzieć, za co przepraszam.

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników. Prowadząca bloga nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.